Tag: rozwój

  • pod górkę? recepta na zły dzień

    Są dni, w których wszystko idzie… jakoś tak łatwiej. Dni, przez które przechodzę bardzo płynnie. Bywają jednak i takie, w których czuję, jakbym pchał wózek z życiem pod bardzo wysoką górkę. Od samego rana, aż do zmierzchu. Niektóre dni są łatwiejsze, a czasem dotrwanie do wieczora to prawdziwa męczarnia. Wiesz, co mam na myśli?

    W tych „trudniejszych momentach” zdarza mi się myśleć o powodach gorszych chwil, szukam też jakiegoś wyjścia. Zastanawiam się wtedy, w jakim stopniu na moje samopoczucie mają wpływ czynniki zewnętrzne, a w jakim to ja sam utrudniam sobie życie.

    Jeżeli mnie już trochę znasz, to wiesz, że częściej wybieram tę drugą opcję – wzięcie odpowiedzialności – nawet za te gorsze dni. Dzięki temu jestem w stanie coś na to poradzić – łatwiej jest bowiem zmienić siebie niż wszystko dookoła. To ostatnie jest zazwyczaj niezmienialne. Wszystko więc sprowadza się do założenia, że to nie czas jest gorszy, trudniejszy, tylko moja głowa działa akurat niewłaściwie. I to jest punkt wyjścia do zmiany.

    Recept na poprawę dnia jest mnóstwo. Sam mam ich całkiem sporo i korzystam z nich, gdy tego potrzebuję. Tak samo, jak wiem co robić, gdy boli mnie głowa (po pierwsze woda, to drugie ruch, po trzecie wyjście na powietrze), tak też mam swoje metody na gorszy dzień. Dzisiaj chciałbym Ci opowiedzieć o jednej z nich – o czterech elementach, które złożone w jedną całość, w cięższym czasie pomagają mi w przejściu przez trudny dzień. Oto i one:

    1. Uważność
    2. Nastawienie
    3. Wyzwanie
    4. Aktywność

    To jedna z moich strategii, która potrafi mi „zrobić dzień”. Nie są to taktyki długoterminowe, ale krótkie działania, które w przypadku ciężkiego dnia powodują, że jest trochę łatwiej. Tak naprawdę powyższa lista to jedynie przepis na „mimo wszystko udany dzień” – w trudnych chwilach. Gdy wszystko idzie zgodnie z planem, gdy każdy kolejny dzień jest sukcesem – powyższa lista nie jest mi potrzebna. Dni są dobre bez tych elementów albo może lepiej powiedzieć: bez zwracania uwagi na powyższe elementy. W te lepsze dni powyższa lista zadań realizuje się sama. To w trudnych, muszę na nią spojrzeć i nakierować się na odpowiednie działania.

    Co ciekawe, trzy z wymienionych rzeczy, dotyczą mojego umysłu, a jedynie ostatnia to element fizyczny, niezwiązany z głową. To sporo mówi o tym, ile w moich ciężkich dniach jest problemów z ciałem, a ile z psychiką.

    uważność

    To słowo tak często pojawia się u mnie w dzienniku, na blogu i w podcastach, że dochodzę do wniosku, iż jest to lekarstwo na wszystkie problemy tego świata (i trochę tak jest) – nie tylko te moje. Gdybyśmy byli bardziej uważni, troski same by znikały i nie trzeba by sobie z nimi radzić.

    Medytuję już od lat i w tym czasie moje postrzeganie życia zmieniło się diametralnie. Wcześniej nie było łatwo – wytrzymać ze sobą, ze światem, nie zawsze radziłem sobie z emocjami. Medytacja nauczyła mnie uważności, która zmieniła moje postrzeganie świata i jest ona wspaniałym narzędziem do radzenia sobie z samym sobą. Polega na koncentrowaniu uwagi i – jak ja to lubię nazywać – stawaniu obok siebie.

    nastawienie

    Drugie słowo-klucz. A jednocześnie moja największa tajemnica, która bardzo szybko potrafi nie tylko zrobić dzień, ale sprawić, że całe życie stanie się fajne. Nastawienie. Właściwe nastawienie.

    Nie bez powodu jednym z haseł towarzyszących mojemu blogowi jest: „fajne życie to przede wszystkim deklaracja”. Ta deklaracja to właśnie nastawienie. Wystarczy każdego ranka powtórzyć sobie, że to będzie dobry dzień, że wszystko się uda, że problemy się rozwiążą – i tak właśnie będzie. Tak samo w momencie, gdy dzień nie idzie do końca tak, jakbym tego chciał, wtedy pomaga zwykle: „będzie dobrze”. Wiara w lepsze dziś i jutro sprawia, że nasz umysł zamienia to w rzeczywistość. Bez odpowiedniego nastawienia, żaden z pozostałych trzech czynników, nie ma szans poprawić mojego słabszego dnia.

    wyzwanie

    Nie jest to mój ulubiony z czynników, ale z pewnością jest on w moim przypadku skuteczny. To on sprawia, że potrafię w te cięższe dni stanąć na piętach, ale on też spowodował, że kiedyś skręciłem nogę na rolkach…

    Gdy jeszcze nie znałem siebie zbyt dobrze, gdy słabo radziłem sobie z samokontrolą, takie wyzwania (które mogę również nazwać postanowieniami) często potrafiły doprowadzić mnie do stanu, którego u siebie nie lubię. Dzięki nim potrafiłem robić rzeczy wspaniałe, ale przez nie też ryzykowałem, przeginałem, przegrywałem. Na szczęście to się zmieniło, nauczyłem się tworzyć sobie właściwe wyzwania, sprawiłem, że to narzędzie zaczęło działać na moją korzyść.

    I teraz gdy postawię przed sobą jakieś – nawet drobne – wyzwanie, i uda mi się je zrealizować, wtedy mam z pewnością dobry (lepszy) dzień. Czasem, w trudniejsze dni, może to być np. wyznaczenie sobie długiej trasy spaceru do przejścia. Im większej i nowszej (czy raczej bardziej mi nieznanej) rzeczy ono dotyczy, tym większa satysfakcja i lepszy koniec dnia.

    Takie wyzwania są jednak dla mnie działaniem bardzo krótkoterminowym – wykorzystywane zbyt często i intensywnie, potrafią doprowadzić do wypalenia, a wręcz i wyniszczenia, co będzie efektem odwrotnym do zamierzonego. Wiem więc, że muszę bardzo rozsądnie i umiejętnie korzystać z tego narzędzia.

    aktywność

    W zdrowym ciele zdrowy duch – mawiają. I mają rację. Codzienny ruch, aktywność, sport – aż niewiarygodne jak te rzeczy potrafią poprawić moją rzeczywistość.

    Nie mówiąc już o tym, że np. poranne wyjście na bieganie to jednocześnie uważność (koncentracja podczas samego biegu), wyzwanie (wyjście z domu, pokonanie lenistwa, przebiegnięcie określonej trasy) i deklaracja lepszego jutra (świadoma praca nad sobą).

    Aktywność – ten ostatni punkt, jako jedyny niezwiązany z umysłem a z ciałem, choć tak bardzo powiązany z pozostałymi – osadzonymi w psychice – czynnikami, potrafi zdziałać cuda. Czasem, gdy wszystko nie idzie, wystarczy założyć rolki, chwycić paletkę do ping-ponga, czy skoczyć na godzinę na siłownie. Strzelam, że Ty pewnie masz inne, swoje własne ulubione aktywności, które nie koniecznie będą pokrywały się z moimi – ale zasada ogólna jest prosta: liczy się ruch i aktywne życie.

    Ta magiczna czwórka, to jedna z moich kilku recept na poprawę nastroju w ciągu dnia. Niezawodny, czterokrokowy patent. Przykładem aktywności, która bardzo dobrze wpisuje się w taki scenariusz, jest poprawiający nastrój spacer, na który wybieram się czasem w ramach realizacji powyższych kroków w trudne dni. Poza tym wiesz już przecież, że stosuję chodzenie na nastroju zmienienie

  • mama na zajęciach, a więc jak przetrwać, gdy każdy ruch boli

    Co jakiś czas rozpoczynam nowe kursy tańca w szkole, w której się uczę. Kursy startują, czasem się kończą (gdy grupa się rozpada) i wtedy poziom się zeruje, kurs startuje niejako od nowa. Mimo że uczę się już dość długo, nie tylko nie przeszkadza mi startowanie w kolejnych kursach na poziomie początkującym, takich totalnie od zera, ale wręcz bardzo to lubię i doceniam fakt, że mogę pod okiem trenerów pracować nad podstawami – pracuję wtedy zupełnie inaczej, niż osoby, które dopiero pierwszy raz pojawiają się na zajęciach. Zresztą, mam podobne podejście również w innych obszarach mojego życia – cenię pracę u podstaw.

    Taki pierwszy dzień zajęć nowego kursu, to trochę jak początek stycznia na siłowni – przychodzi zawsze kilka osób, które na fali jakiegoś impulsu zapragnęły nauczyć się tańczyć, ale jeszcze do końca nie wiedzą jak to będzie wyglądało. I to jest całkiem ok.

    Przypominam sobie moją pierwszą lekcję. Byłem tak samo zdezorientowany, przestraszony, nie za bardzo wiedziałem, co się będzie działo, czy mam mieć buty, gdzie się ustawić, co robić… Początek to zawsze fajny, ale i mocno stresujący moment – przynajmniej dla większości osób. I za każdym razem, gdy startują nowe zajęcia w szkole tańca, w oczach wielu osób widzę podobne obawy.

    Historia, którą chcę Ci opowiedzieć, wydarzyła się właśnie w takim momencie – gdy startowały nowe zajęcia w szkole tańca. Przyszła na nie mama z dwiema córkami. Fajnie – pomyślałem – takie rodzinne zajęcie się dla nich szykuje. Do tego drugie „fajnie”, ponieważ w szkole, w której się uczę, bardzo rzadko pojawia się ktoś w okolicy mojego wieku – a przynajmniej na zajęciach tańca współczesnego, które ja wybieram.

    Zawsze kibicuję nowym osobom w tacki sytuacjach. Tym bardziej że taniec współczesny jest bardzo wymagający i nie łatwo jest zacząć. Czasem na nowych zajęciach pojawiają się osoby, które wcześniej niewiele robiły ze swoim ciałem. I to jest również całkiem ok. Tyle tylko, że nie jest łatwo. Wręcz jest bardzo, bardzo ciężko.

    I taki też jest każdy nowy, startujący kurs – ciężki.

    Typowe zajęcia trwają półtorej godziny i podzielone są na trzy części: rozgrzewka, ćwiczenie techniki i choreografia. Całość dostosowana do poziomu grupy, ale mimo wszystko, są to rzeczy dość wymagające (tak, wiem, już z dziesiąty raz to podkreślam). Początkowo, patrzysz tylko na zegarek i odliczasz każdą minutę do końca, prosząc w duchu czas, by leciał szybciej (pamiętam dokładnie jak to było!). Z czasem jednak wszystko wywraca się do góry nogami i po dziewięćdziesięciominutowych zajęciach dziwisz się, że lekcja kończy się tak szybko.

    A więc rozpoczęła się rozgrzewka. Szok dla nowych osób, widać to po twarzach. Po kilku minutach wielu osobom oczy wychodzą z orbit, pot prawie leje się po twarzy. Takie pierwsze zderzenie z rzeczywistością sali treningowej. Lubię wtedy zerkać na miny tych nowych osób, mam zawsze wtedy ochotę jakoś dodać im otuchy, krzyknąć: nie poddawaj się, wytrzymaj jeszcze chwilę, dasz radę!. To właśnie pierwsze 30 minut jest najgorsze – ten szok. Trzeba jednak przetrwać i potem wrócić na kolejne zajęcia – efekty w końcu się pojawią, a i te mordercze ćwiczenia stają się powoli prawdziwą i ogromną przyjemnością.

    Jednak nie każdemu udaje się wytrwać. Mama, która przyszła z córkami, po 10 minutach rozgrzewki… wyglądała na przerażoną. Znane mi już bardzo dobrze ruchy, które zawsze wykonywaliśmy podczas rozgrzewki – a które dla niej były tak nowe – sprawiały przeogromną trudność. Dokładnie tak samo, jak podczas moich pierwszych zajęć. Jej, mój pierwszy raz w szkole tańca był straszny. Zapisałem wtedy w moim dzienniku:

    Pierwsza lekcja.
    To było ż-e-n-u-j-ą-c-e. Ja byłem żenujący.
    Ale kurna, podobało mi się tak bardzo.
    To był . No, może jeszcze nie do końca w moim wykonaniu. Ale w sumie jednak!
    Ale
    Sam nie wiem co dalej. Widzę jak daleko jestem, ile pracy przede mną.
    Boooooooże, co ja robię?
    (…)
    Chcesz tego?
    Będzie:
    a) żenująco
    b) bolało (oj będzie wszystko bolało)
    c) trudno
    d) ciężko
    e) duuużo wyrzeczeń
    f) beznadziejnie przez długi czas
    Matko, myślałem, że coś tam może umiem, że ostatnie lata ćwiczeń dadzą jakieś efekty, że będzie łatwiej. A nie jest.

    Patrzyłem więc na tę mamę i po cichu trzymałem za nią kciuki. Widziałem, że jest na granicy, że zastanawia się, co ona tu właściwie robi. Jednak z każdą minutą była bliżej ukończenia tej pierwszej, najtrudniejszej lekcji. Jeszcze tylko chwila i przejdziemy do techniki, potem do choreografii i będzie już bardzo fajnie.

    Mama jednak po chwili odpuściła.

    Przerwała ćwiczenia, wstała, usiadła pod ścianą. Nie brała już udziału w zajęciach. Spędziła resztę czasu z telefonem w ręku. Nawet nie zerkała na to, co dzieje się na sali.

    Nie uwierzyła – pomyślałem. Szkoda, wielka szkoda.

    To zawsze jest taka szansa na zmianę swojego życia. Nie chodzi oczywiście tylko o taniec, podobne obrazki oglądam czasem na zajęciach grupowych na siłowni. Wielu osobom, które nie chodzą na siłownię, kojarzy się ona z wysportowanymi chłopakami i dziewczynami, którzy pojawiają się tam, by popisywać się przed innymi. Prawda jest taka, że siłownia to miejsce, gdzie ludzie walczą ze swoimi słabościami, próbują się zmienić, często naprawić. Tam również widuję ból w oczach ludzi, którzy dopiero zaczynają – taki ból fizyczny, ale i psychiczny, związany z przełamywaniem własnych ograniczeń i barier. Widzę to bardzo często. Walkę ludzi o lepsze życie. Przychodzą osoby młode, starsze, niektóre mocno starsze, po urazach, kontuzjach, chorobach, szczupłe, otyłe, mocno otyłe – na siłowni każdy z czymś walczy. Często ta walka jest niezwykle trudna. Oj, jak często.

    I gdy tamta mama zrezygnowała, już na początku rozgrzewki, tak mi się smutno zrobiło. Nie dlatego, że znowu nie będzie nikogo w moim wieku na zajęciach, totalnie nie o to chodziło. Zobaczyłem, jak ona rezygnuje ze zmiany, jaką te zajęcia reprezentowały. Z przemiany, jaką mogła sobie zafundować. Wystarczyło pomęczyć się te pierwsze 90 minut. Potem wyżalić się córkom w domu jak to było ciężko i przyjść za tydzień. To takie proste.

    Każdego dnia podejmujemy szereg różnych decyzji. Mniejszych, większych, każda z nich jest ważna. Jest deklaracją – naszej drogi. Podejmujemy walkę o lepsze jutro, albo z niej rezygnujemy. Dla jednych będą to kolejne zajęcia na siłowni, dla innych lekcje tańca, a dla jeszcze innych niesięgnięcie po kolejnego kebaba, papierosa, piwo, czy wybranie się do lekarza, by spróbować poprawić, czy naprawić coś, co wydaje się nienaprawialne. Każdy ma swoją walkę i każdy z nas może ją wygrać. Wystarczy tylko przetrwać rozgrzewkę i nie usiąść pod ścianą z telefonem w ręku.

  • wymagaj ciągle więcej… zawsze od siebie, tylko od siebie

    W świecie pełnym porównań i zewnętrznych oczekiwań łatwo jest zapomnieć o jednej z najważniejszych zasad samodoskonalenia: wymagaj więcej, ale przede wszystkim, wymagaj od siebie. Nie oznacza to, by ignorować rady i opinie innych – przeciwnie, warto je brać pod uwagę, wyciągać wnioski. Jednak to, co naprawdę napędza do rozwoju, to wewnętrzna motywacja i determinacja, by stać się lepszą wersją siebie. Wartości, które kierują nami od środka, mają największą moc.

    ciągle więcej…

    Ciągłe dążenie do poprawy to dla mnie fundament sukcesu. Jeszcze raz:

    Ciągle. Dążenie. Do poprawy.

    To naprawdę ważne. Niezależnie od tego, czy chodzi o rozwój zawodowy, zdrowie fizyczne, psychiczne, relacje czy pasje, powinniśmy stawiać sobie coraz wyższe cele. Nie oznacza to jednak wiecznego bycia niezadowolonym z dotychczasowych osiągnięć. Wręcz przeciwnie, każdy krok naprzód to kolejny powód do dumy i satysfakcji. Jednak prawdziwy rozwój zaczyna się tam, gdzie kończy się strefa komfortu. Wymaganie od siebie „ciągle więcej” to decyzja, by nie osiadać na laurach i stale poszukiwać nowych wyzwań, które pozwolą rosnąć. Nowych wyzwań, w starych sprawach.

    …zawsze od siebie, tylko od siebie

    Wymagając zawsze i tylko od siebie, bierzemy pełną odpowiedzialność (ODPOWIEDZIALNOŚĆ) za wszystkie sukcesy i porażki. Tylko wtedy jesteśmy w stanie skoncentrować się na autentycznym postępie.

    To my jesteśmy architektami naszego życia. To, czego pragniemy i jak daleko jesteśmy w stanie sięgnąć, zależy od naszego zaangażowania i pracy, jaką wkładamy w rozwój. Inni mogą nam wskazywać kierunek, podpowiada dokąd zmierzać, ale to my sami kroczymy wyznaczoną przez nas samych drogą. Drogą samotną.

    dlaczego to działa?

    Wymaganie od siebie, tylko od siebie, zawsze od siebie, daje kontrolę nad własnym rozwojem.

    Każdy krok naprzód, każda pokonana trudność, jest zasługą nas samych. To daje siłę do dalszego działania i sprawia, że ścieżka rozwoju staje się trwała i stabilna. Zamiast czekać na uznanie innych, stawiamy na uznanie u siebie – i to jest największa nagroda. Jedyna, o jaką należy wyłączyć.

    jak zacząć?

    Jeśli kiedykolwiek poczujesz, że stoisz w miejscu, spróbuj sięgnąć po dziennik. Zacznij zapisywać swoje myśli, cele i postępy. Z czasem zobaczysz, jak wiele możesz zdziałać, gdy zaczniesz wymagać więcej – od siebie, ciągle od siebie, tylko od siebie.

  • 8 rzeczy, których pozbycie się poprawi Twoje życie

    Kto z nas nie chciałby mieć fajnego życia? Każdy szuka swojego lepszego jutra. Choć nie jest to proste – szczególnie w tym, ogarniętym pandemią, roku – to robiąc małe kroczki, można osiągnąć szczęście. Kluczem do tego nie jest jednak dodawanie rzeczy do naszego świata, a eliminacja. Przez pozbycie się kilku drobiazgów z życia, możemy znacząco poprawić jego jakość! Oto moje podpowiedzi, co warto wyrzucić ze swojej codzienności.

    Zemstę

    Ile razy dziennie chcemy się na kimś odegrać? Jak często w Twojej głowie pojawia się myśl: „ja mu dam!”, „ja jej pokażę!”. Wpadamy na ten „genialny” pomysł za każdym razem, gdy ktoś zajedzie nam drogę na ulicy, wepchnie się przed nami do kolejki, czy przechodząc obok w pracy, zaleje nas kawą… Wtedy najpierw pojawia się złość, a chwilę potem chęć dokonania zemsty!

    Ale tak naprawdę myśląc w ten sposób, największą krzywdę robimy sobie. Pragnienie zemsty ciągnie nas w dół, sprawia, że nie potrafimy skupić się na własnym szczęściu. Lepiej odpuścić i uwolnić się od chęci zemsty.

    Winę

    Nie łatwo pogodzić się ze swoją przeszłością, prawda? Zapomnieć o błędach, przyjąć konsekwencję własnych czynów, pogodzić się z porażkami. Ale właśnie ta trudna droga, jest jednocześnie najlepszą do spokojnego umysłu i prawdziwego szczęścia. Zbyt długie poczucie winy wpycha nas często do klatki nieszczęścia i depresji. Powoduje, że nie jesteśmy w stanie naprawić naszych błędów. Nie pozwól, abyś był więźniem własnych wyobrażeń – uwolnij się z klatki winy, daj sobie kolejną szansę.

    Toksycznych znajomych

    Masz takich w swoim otoczeniu? Ludzi, którzy ciągną Cię w dół? Którzy potrafią jedynie krytykować, narzekać i się złościć? Twoi znajomi powinni być dla Ciebie wsparciem, inspirować Cię do działania, pomagać, powinieneś móc na nich liczyć. Jeżeli nie możesz powiedzieć tego o ludziach, którzy Cię otaczają – pozbądź się ich, raz na zawsze. Zobaczysz, ile spokoju wprowadzi to w Twoje życie.

    Bałagan

    Bałagan w łazience, bałagan na biurku, bałagan w kuchni – nie ważne, z którym z nich masz największy problem, pozbądź się każdego. Uporządkujesz swoje życie, zaczynając od porządku w Twoim otoczeniu. Zadbaj o ład w domu i w pracy. Przedmioty z naszego otoczenia potrafią w łatwy sposób zabierać życiową energię i obniżać poziom skupienia. Nie pozwól na to! Większość z tych rzeczy i tak jest przecież bezużyteczna…

    Czekanie

    Fajne rzeczy nie przytrafiają się tym, którzy na nie czekają, fajne rzeczy przychodzą do tych, którzy wyciągają do nich ręce. Przestań w końcu czekać, aż Twoje szczęście samo przyjdzie do Ciebie, weź sprawy w swoje ręce i zacznij coś robić, aby samemu na nie zapracować.

    Oceny

    Jesteśmy mistrzami w przyznawaniu ocen, a najbardziej lubimy oceniać innych, prawda? Nie mamy wpływu na to, czy inni będą nas oceniać, czy nie – mało tego, im bardziej będziemy się starać, aby tego nie robili, tym częściej będziemy oceniani. I tym mocniej to odczujemy. Jedyne co więc możemy zrobić, to przestać się przejmować ocenami, jakie dostajemy i przestać je też przyznawać innym. 

    Zmartwienia

    W geny człowieka wpisanie jest martwienie się. O pieniądze, pracę, zdrowie, rodzinę… martwimy się, o co tylko możemy. Najśmieszniejsze jest to, że właściwie w każdym przypadku – totalnie bezpodstawnie. Nasze zamartwianie się nic nie pomaga, do niczego nie prowadzi, nie rozwiązuje żadnych problemów – co najwyżej potrafi przyprawić nas o siwe włosy.

    Skoro zamartwianie się w żadnym stopniu nie zmieni Twojej sytuacji – zmień swoje nastawienie i przestań się w końcu martwić.

    Wysokie oczekiwania

    Najczęściej doprowadzają nas do wyrzutów sumienia, rozczarowania i frustracji. Zamiast stawiać przed sobą (i innymi) zbyt wysokie oczekiwania, lepiej czasem wziąć na siebie plan minimum i w razie czego pozytywnie się na końcu zaskoczyć. Przy planowaniu wyzwań, lepiej być realistą, niż niepoprawnym optymistą – dzięki temu łatwiej o spokojny sen w nocy i uśmiech w ciągu dnia.

    Zastosuj te kilka wskazówek, a Twoje życie z pewnością stanie się fajniejsze. Daj znać w komentarzach, która z moich porad będzie najtrudniejsza do wprowadzenia – ja mam swój typ, ciekawe, czy myślimy podobnie 😉.

  • 🐽 PiG Podcast #19: Bill Gates – W głowie Billa Gatesa

    Do tego odcinka zaprosiliśmy Billa Gatesa.

    No prawie 😅

    A tak naprawdę to Bill Gates stał się przyczyną dość ożywionej dyskusji na temat sukcesu, tego co jest ważne w życiu, czytania książek, nauki i tego co decyduje o sukcesie. Czyli czy sami jesteśmy kowalami swojego losu, czy też to przeznaczenie i urodzenie decyduje o tym kim będziemy, a kim nie będziemy w przyszłości. Oczywiście nie zabrakło w całej rozmowie informacji o Gatesie, tych związanych z biznesem, jak i kilku plotek… 😉

    Tu posłuchasz 🐽 PiG Podcastu

  • 🐽 PiG Podcast #18: Marcel Hoffman o produktywności i osiąganiu celów

    W tym odcinku wychodzimy ze strefy komfortu i po raz pierwszy zapraszamy do audycji gościa. Jest nim Marcel Hoffman – etatowy pracownik korporacji, który od 2016 roku prowadzi bloga nastawienienarozwoj.pl poświęconego realizacji celów i rozwojowi osobistemu. Oprócz tego nagrywa podcasty, materiały wideo, czyta masę książek, uprawia sport i oczywiście realizuje swoje cele i marzenia.

    Linki

    Tu posłuchasz 🐽 PiG Podcastu

  • 🐽 PiG Podcast #17: Strefa komfortu

    Tym razem w 🐽 PiG Podcaście rozmawiamy o mitycznym już wychodzeniu ze strefy komfortu. Czy to tylko modny slogan, czy może jest w tym jakiś sens? A jeżeli wychodzenie ze strefy komfortu ma sens, to jaki? Zastanawiamy się też jak ze strefy komfortu wychodzić, żeby się nie sparzyć i nie dołączyć do grona jej przeciwników. Podpowiadamy jak ćwiczyć takie wyjścia i co zrobić, gdy ze strefy komfortu wpadniemy do strefy… paniki.

    Linki

    Tu posłuchasz 🐽 PiG Podcastu

  • 🐽 PiG Podcast #16: 7 nawyków skutecznego działania

    W tym odcinku bierzemy na warsztat 7 nawyków skutecznego działania. To kultowa koncepcja opracowana przez S. R. Coveya i opisana w książce o tym samym tytule. Piotr jest jej wielkim fanem, Grzegorz natomiast darzy ją mniejszą sympatią. Czy rozmowa będzie w duchu synergii, czy może jednak zboczymy z drogi proponowanej przez Coveya? Tego dowiesz się, słuchając naszej audycji. Do 7 nawyków skutecznego działania należą:

    • bycie pro aktywnym,
    • zaczynanie z wizją końca,
    • robienie najpierw rzeczy najważniejszych,
    • w relacjach międzyludzkich dążenie do tego, by najpierw zrozumieć innych, a dopiero potem zostać zrozumianym,
    • myślenie w kategoriach wygrana-wygrana,
    • dążenie do synergii,
    • ostrzenie piły (nieustanne uczenie się).

    Tu posłuchasz 🐽 PiG Podcastu

  • Rok odwagi

    Piszę do Ciebie tą wiadomość dziewiętnastego stycznia. Oznacza to, że minęło mniej więcej 5% roku. Jestem bardzo ciekawy, czy Twoje postanowienia noworoczne zdążyły już przepaść, czy jeszcze się ich trzymasz? Moje nie przepadły, ale chyba tylko dlatego, że wcale ich nie ustanawiałem. Zrobiłem za to coś zupełnie innego, ale zanim napiszę co, muszę najpierw opowiedzieć Ci co robiłem w poprzedni weekend.

    Otóż w sobotę i niedzielę, moja córka miała swoje dwie imprezy urodzinowe – jedną dla koleżanek, drugą już bardziej rodzinną. Pierwszą z nich zorganizowaliśmy na lodowisku – Ala (solenizantka) i jej koleżanki jeździły cała godzinę na łyżwach – wszyscy byli zachwyceni. Dla mnie za to, było to pierwsze przyjęcie urodzinowe moich córek, na których bawiłem się równie dobrze co one. Prawie wszystko się udało. Prawie, ponieważ zaplanowaliśmy spektakularny wjazd na lodowisko z tortem, a niestety szalejący wiatr ciągle zdmuchiwał nam wszystkie świeczki… więc było dmuchanie „na sucho” i mnóstwo śmiechu ????. Oczywiście nie traktuję tego jak wpadkę, ale jako zabawną rzecz, której nie przewidzieliśmy. Ogólnie, było to wspaniałe wydarzenie, którego długo nie zapomnę (choć zorganizowane dla prawie-nastoletnich dziewczyn). Nawet moje żona była zadowolona, choć przez długi czas dość sceptycznie podchodziła do pomysłu organizacji przyjęcia urodzinowego na łyżwach.

    Poprzednia niedziela upłynęła nam z kolei pod znakiem przyjęcia w gronie rodzinnym. Zaprosiliśmy tyle osób, ile tylko nam się mieści w domu i świętowaliśmy urodziny. Mamy w domu z Ewą pewien układ na takie okazje: ona wybiera dania a ja je gotuję. W ten sposób każdy dostaje to, co lubi – ja mogę gotować, a Ewa dostaje swoje ulubione potrawy ????. I tym razem wymyśliła rosotto – trudne, ale wyjątkowo wdzięczne danie. Postanowiłem jednak nie poprzestawać na tym: pomyślałem, że zrobimy całe przyjęcie w stylu włoskim. Na początek podaliśmy bruschetty, potem przepyszną zupę minestrone, risotto, deser i na kolację przepyszne, domowe, włoskie pizze. Nie zabrakło pomidorów, sosów, serów czy bazylii. I oczywiście świeżo upieczonego chleba (kilka tygodni temu dostaliśmy taką maszynkę do jego wypiekania i muszę przyznać, że zbzikowałem na tym punkcie totalnie). A najlepsze jest to, że chyba wszystko się udało i smakowało gościom. Ewa jak zwykle trochę na początku panikowała, ale ostatecznie sama przyznała, że było super. Tak właśnie minęł mi cały poprzedni weekend.

    A dlaczego właściwie Ci o tym wszystkim opowiadam? Już tłumaczę.

    Nie od dziś wiadomo, że postanowienia noworoczne nie mają większego sensu. Mało komu udaje się je utrzymać dłużej niż tydzień, a jeszcze mniejsza liczba osób przekształcić w nawyki. Został nawet wyznaczony dzień, do którego statystycznie rzecz biorąc, większość postanowień noworocznych została już dawno spisana na stary. Przypada on w trzeci poniedziałek roku, czyli jutro. Nazywamy go Najsmutniejszym Dniem Roku (Blue Monday). Dlatego też, podobnie jak w latach poprzednich, tak i tym razem, nie tworzyłem dla siebie żadnych postanowień noworocznych, nie wyznaczałem też wielkich celów, zrobiłem za to coś o wiele lepszego – wyznaczyłem na rok 2020 temat. A jest nim odwaga. 

    Pierwszy raz o tej technice planowania okresów usłyszałem w podcaście Cortex. Jego prowadzący, znany youtuber CGP Grey oraz podcaster Myke Hurley, od kilku już lat wyznaczają i opowiadają o swoich tematach na różne okresy w życiu. Zainspirowany ich działaniem, rok temu postanowiłem że i ja, zamiast podejmować bezsensowne postanowienia noworoczne, będę wybierać na każdy rok temat. A różnica pomiędzy jednym i drugim jest ogromna. Postanowienia noworoczne to coś zamkniętego, dokładnie określonego, wymagającego konkretnego działania, zazwyczaj obejmującego rzecz, którą sami nie wierzymy, że jesteśmy w stanie zrealizować. Bliższe są ona naszym marzeniom, niż planom. Trzy najpopularniejsze przykłady postanowień noworocznych to rzucanie palenia, przejście na dietę i rozpoczęcie przygody z siłownią. Ale czy tak na prawdę znasz kogoś, kto rzucił palenie w sylwestra i wytrzyma dłużej, niż tydzień? Podejrzewam, że po zabawie sylwestrowej mało kto wytrzymuje z takim postanowieniem choć dwa dni. Z dietą pewnie jest podobnie. Jedynie siłownia czasem się przedłuża o kilka dni, czy tygodni ze względu na wykupiony wcześniej, w przypływie emocji, karnet.

    Sprawa wygląda zupełnie inaczej, gdy zamiast tworzyć noworoczne postanowienia, wyznaczymy na dany okres temat. I aby jeszcze lepiej pokazać Ci na czym polega różnica, powrócę na chwilę do moich wcześniejszych dwóch historii. Tak na prawdę cały mój ostatni weekend stał dla mnie mocno pod znakiem odwagi. Od samego początku rozsądek podpowiadał, aby zorganizować pierwsze przyjęcie urodzinowe mojej córki w sali zabaw, albo w domu – zrobić to standardowo, po najmniejszej linii oporu. Przecież nie potrzeba wiele, aby dzieciaki się dobrze bawiły. Szczególnie, że mieliśmy bardzo mało czasu na przygotowanie wszystkiego, nie mogliśmy przewidzieć pogody (w sumie trochę mogliśmy, a na tydzień przed urodzinami, mój iPhone pokazywał, że w czasie przyjęcia będzie lekko padało, co się na szczęście nie sprawdziło…), a do ostatniego dnia nie mieliśmy nikogo, kto poprowadziłby dla dzieciaków zabawy na lodzie. To samo dotyczyło drugiego przyjęcia – zamiast wymyślać całe włoskie menu, mogłem pójść na łatwiznę, przygotować dwie standardowe sałatki, tradycyjny rosół, kupić kilka gotowych produktów, nie bawić się w wypiekanie chleba. Tym bardziej, że tego dnia gościło u nas kilkanaście osób, a gotowałem tylko ja i to w naszej niezbyt dużej kuchni. Jednak i w pierwszym i w drugim przypadku podjąłem decyzję, że nie nie boję się ryzyka, nie boję się dodatkowej pracy, chcę podjąć walkę, aby móc być później z siebie dumnym. Podjąłem takie, a nie inne decyzje, ponieważ ten rok stoi u mnie właśnie pod znakiem odwagi. Rok odwagi. Planując kolejne wydarzenia, właśnie to biorę pod uwagę. Widzisz różnicę w stosunku do postanowień noworocznych? Mam nadzieję, że tak.

    Mam dzisiaj do Ciebie jedno pytanie: Czy planujesz z wyprzedzeniem okresy w swoim życiu?

  • #21 Morning Pages. Supermoc

    Jaka jest Twoja supermoc? Każdy z nas je ma, wystarczy poszukać. A gdy już znajdziesz pierwszą z nich, albo dwie pierwsze, być może odnajdziesz od razu swoje top trzy supermocy, wtedy zrozumiesz, że i Ty może możesz być swoim własnym superbohaterem. To nie takie trudne i wystarczy uwierzyć, że na to zasługujesz, że możesz nim być i jesteś! Odnalezienie swoich supermocy to również pierwszy krok do ich rozwoju. A gdy inwestujesz czas w siebie, w to, co w Tobie najlepsze, zwiększasz swoje poczucie bezpieczeństwa i kontroli, ale również satysfakcji i radości. Jeżeli masz trudności ze znalezieniem swoich supermocy, nie bój się zapytać – przyjaciół, rodziny, poszukajcie wspólnie. Najbliżsi z pewnością pomogą. A może dzięki temu i oni odszukają swoje supermoce?