Tag: smartfon

  • Skasowałem Facebooka

    Kilka tygodni temu skasowałem Facebooka. I Instagrama. Wprawdzie chodzi tylko o aplikacje w telefonie, a nie o konta w tych serwisach, ale może i do tego drugiego w końcu kiedyś dojrzeję.

    Od dawna już o tym myślałem. Obydwa serwisy, a szczególnie Instagram, zaczęły zajmować mi ostatnio za dużo czasu. Coraz mniej tam publikowałem (z bardzo różnych względów –  na opowiedzenie tej historii pewnie przyjdzie czas) a coraz więcej chłonąłem. Przeszedłem z trybu twórcy, w tryb konsumenta. Algorytmy coraz lepiej uczyły się tego, co lubię i coraz śmielej podrzucały mi „mięsne kąski”, którym coraz trudniej było mi odmawiać. Kiedyś dziwiłem się ludziom, którzy opowiadają, jak to potrafią zniknąć na godzinę scrollując Instagrama, czy TikToka. 

    Nie mogłem sobie wyobrazić, co można robić tak długo w miejscach tego typu. Aż zrozumiałem – wystarczy jedynie, że algorytm wyczuje, co lubisz i koniec z Tobą. A przynajmniej ze mną. Każde otwarcie aplikacji Instagrama może wtedy zakończyć się czterdziestopięciominutową dziurą w życiu. Facebook na szczęście robi to trochę gorzej – albo gorzej działa to na mnie – ale i tu można wpaść w przygotowaną zasadzkę. Bardzo mnie to bolało, bo dostrzegłem, że i ja spędzam w mediach społecznościowych zbyt dużo czasu. Więcej, niż bym chciał. I może nie byłbym z tego powodu taki smutny, gdyby przy okazji każdych odwiedzin, udawało mi się wyciągnąć z tego jakąś wartość. Dokładnie tak – jest to kwestia inwestycji (czasu), a potem ile z tego wyciągasz (np. wiedzy). Niestety – nic podobnego się nie działo. Zamiast wartości, była czysta rozrywka i tak wyniszczające pobudzanie emocji. Choć skala tego problemu nie była u mnie jeszcze bardzo duża, to i tak było mi z tym źle.

    Więc kilka, (czy nawet już teraz kilkanaście) tygodni temu, postanowiłem wywalić zarówno app’kę Instagrama, jak i Facebooka z telefonu. Na wszelki wypadek (chyba sam nie do końca wiem, na jaki dokładnie wypadek), zostawiłem je sobie jeszcze na iPadzie, ale ogólnie rzecz biorąc – odciąłem się. I zacząłem obserwacje. Bo nie wiedziałem, co się wydarzy.

    To zabawne, że prawdziwy problem jaki (może powoli, a może już dość szybko) się u mnie tworzył, dostrzegłem dopiero po pozbyciu się jednej i drugiej app’ki. Zauważyłem na przykład, że odruchowo sięgam kilka razy dziennie po telefon, choć nie mam ku temu żadnego powodu. Innym razem, gdy chcę coś sprawdzić albo zanotować, biorę smartfona, odblokowuję i… zapominam, po co go wziąłem. Zaczynam wtedy szukać czegoś gorączkowo – aby nadać sens akcji sięgnięcia po telefon. Teraz już wiem, gdzie wcześniej w takich sytuacjach kończyłem. Zazwyczaj włączałem Instagrama i zabijałem kilka, czasem kilkanaście, albo i kilkadziesiąt minut mojego życia. Smutne. Ale zarazem i pozytywne – że teraz to widzę.

    No dobra – wiem, że trochę przesadzam. Albo raczej to wszystko mocno wyolbrzymiam. W końcu czym jest te kilka (kilkanaście, kilkadziesiąt) minut spędzone w mediach społecznościowych? Przecież spokojnie można by próbować podciągnąć ten czas pod „odpoczynek”, „przerwę” czy jakiegoś rodzaju „oderwanie się” od spraw codziennych. I tu pojawiają się wartości, jakimi każdy z nas się kieruje, wizja życia. W mojej konsumpcja, sztuczne i bezsensowne pompowanie emocji, „zabijanie” czasu, odpoczynek – który jest przeciwieństwem odpoczynku – są opisane hasłem: marnowanie czasu. Czasu, którego przecież nie mam w nieograniczonym zakresie. Czasu, który mógłbym wykorzystać o wiele, wiele lepiej. Każde otwarcie aplikacji Facebooka i scrollowanie tego, co się w niej znajduje, jest dla mojego umysłu tym samym, co zjedzenie cheeseburgera z McDonalda dla mojego ciała – nie tylko nie daje żadnych wartości odżywczych, nie dodaje energii, ale zajmuje niepotrzebnie miejsce w moim żołądku, jest wręcz toksyną, która w jakimś tam stopniu zatruwa mój organizm. O, to w ramach krótkiego wyjaśnienia mojego takiego, a nie innego podejścia do tych serwisów – albo raczej sposobu, w jaki z nich korzystałem w ostatnim czasie.

    Po wyrzuceniu obydwóch społecznościowych zjadaczy czasu zauważyłem, że moja uwaga we wcześniej opisanych sytuacjach, zaczęła skupiać się na dwóch innych aplikacjach. Pierwsza z nich to Insta…paper 🙂 Instapaper. To aplikacja, której używam do przechowania na później artykułów do przeczytania. Choć nie będzie to do końca sprawiedliwe określenie, to można by powiedzieć, że z nudów zacząłem więcej czytać. I super. Druga app’ka, która zaczęła częściej pojawiać się na ekranie mojego smartfona to Moleskine Journey – pomagała mi w prowadzeniu dzienników i pilnowaniu nawyków (oj, pewnie jeszcze o niej przeczytasz u mnie na blogu). I to również jest wspaniała sprawa. Czas poświęcany do tej pory na Instagrama i Facebooka, zacząłem przeznaczać na tak bardzo pomagające mi w codzienności aplikacje. Choć trochę bałem się wywalenia mediów społecznościowych z telefonu (poza Twitterem, którego nadal uwielbiam, ale to również inna historia), to dzisiaj jestem bardzo zadowolony. Wiem też, że to nuda najczęściej sprowadzała mnie do uruchomienia tych niechcianych app’ek. Teraz z nudów czytam albo piszę – dla mnie świetna zamiana.

    Ach… pomimo faktu, że zarówno Facebook, jak i Instagram, zostały u mnie na tablecie, to uruchamiam je jedynie raz na tydzień, dwa, trzy (coraz rzadziej i góra na 10 sekund, słowo!), aby sprawdzić, czy nie czekają tam na mnie jakieś ważne powiadomienia. I wiesz co? Ani razu nie czekały. Więc myślę, że i z iPada w końcu będę mógł wyrzucić ten zbędny już balast. A to już otwarta droga do tego, aby zupełnie zniknąć z tych serwisów…

    ps 1. Piszę to wszystko do Ciebie, abyś i Ty zastanowił/a się nad tym, jaką rolę w Twoim życiu pełnią media społecznościowe. Często wypełniają nam one czas i nie dają przestrzeni, aby zastanowić się, czy to aby na pewno zdrowe. Czy nam służy, czy raczej zniewala.

    ps 2. Być może wrócę jeszcze do używania jednego, czy drugiego serwisu – i myślę tu jednak raczej o Instagramie, niż o Facebooku – jednak chcę nauczyć się z nich inaczej korzystać i występować tam już nie tak często jako konsument, ale bardziej jako twórca.

  • 🐽 PiG Podcast #8: Nasze smartfony

    Smartfon, według wielu badań jedno z naszych najbardziej intymnych i skrywanych przed innymi miejsc. Wielu ludzi niechętnie dzieli się zawartością ekranu swojego smartfona i niezbyt otwarcie mówi o aplikacjach, jakich używa na co dzień. A my idziemy w tym odcinku na przekór temu wszystkiemu i dzielimy się tym, co mamy na telefonach. Opowiadamy o naszych telefonach, o ulubionych aplikacjach i różnych doświadczeniach z nimi. Mówimy też, do czego najczęściej wykorzystujemy nasze telefony.

    Do tego po raz kolejny, wychodzi na światło dzienne coś, co nas najbardziej różni, czyli podejście do technologii.

    mój ekran w smartfonie
    ekran Piotrka

    Tu posłuchasz 🐽 PiG Podcastu

  • 🌱 morning pages – Nuda

    Nuda. Negatywny stan emocjonalny, polegający na uczuciu wewnętrznej pustki. Tak nudę opisuje Wikipedia.

    Dalej opisana jest też jako stan obojętności i braku zainteresowania, oraz, że jest traktowana jako rodzaj frustracji oraz stresu. Cenię Wikipedię, ale ta definicja nudy jest tak samo przestarzałą, co mówienie na przerwę w szkole „pauza” (czytam z moimi dziewczynami „Mikołajka”). Dzisiaj nuda nie powinna kojarzyć się już ze stresem, czy negatywnymi emocjami. Przeciwnie – powinniśmy traktować ją, jak lekarstwo na największą z chorób XXI wieku – zamęt. Pełno go wokół. Dostarcza nam go telewizja, facebook, instagram czy radio. Podłączamy się do niego przez komórkę czy tablet – zupełnie jak do kroplówki w szpitalu. A nuda jest na niego lekarstwem.

  • Moja półka z podcastami

    Podcasty to radio i telewizja XXI wieku, zgodzisz się ze mną? Nowe tytuły powstają jak grzyby po deszczu, ja również stworzyłem swój.

    Podcasty odegrały w moim życiu bardzo istotną rolę. W prawdzie „odkryłem” je całkiem niedawno, bo kilka lat temu, ale szybko zastąpiły mi telewizję i radio. Stały się źródłem rozrywki, wiedzy i inspiracji. Poświęciłem im już jeden wpis na blogu, jednak w trochę innym kontekście. Tym razem opowiem o tytułach, które słucham i polecam.

    Więcej niż oszczędzanie pieniędzy – Michał Szafranski

    Michał, oj Michał, wszystko czego się dotkniesz zamienia się w złoto, prawda? Pewnie nie do końca tak jest ale faktem jest, że Michała bardzo dobrze się słucha i czyta ???? Nie inaczej jest w przypadku podcastu Więcej niż oszczędzanie pieniędzy, którego Michał jest autorem. To jeden z pierwszych jakie trafiły na moją wirtualną półkę z podcastami. I tak na prawdę, to chyba właśnie Michał swoimi przyjemnymi nagraniami przekonał mnie do sięgnięcia po kolejne podcasty. Przesłuchałem prawie każdy odcinek, niektóre nawet dwu- i trzykrotnie, ponieważ – jak i sama nazwa wskazuje – tematyka podcastu Michała znacznie wykracza poza oszczędzanie pieniędzy. Tematy jakie porusza dotyczą często rozwoju osobistego oraz filozofii „dobrego życia” (cytat ze strony www Michała) – a to jak wiesz bardzo lubię ???? Nie interesuje mnie jedynie temat inwestowania w nieruchomości, poruszany czasem w podcaście – poza tym, każdy odcinek to czyste złoto ????

    Mała Wielka Firma – Marek Jankowski

    Marek należy do tak zwanych dinozaurów podcastingu (ale mu paskudną ksywę wymyśliłem!). Nagrywa od zawsze. Na początku razem z Pawłem Tkaczykiem, teraz samodzielnie – choć nie do końca, bo w prawie każdym odcinku Marek ma gościa. Nie wszystkie odcinki są dla mnie, bo ciężko, aby każdy z ponad 50 w ciągu roku trafiał z tematyką w moje zainteresowania, ale większość jest bardzo ciekawa i pozwala uczyć się nowych rzeczy. Dotyczy to zarówno prowadzenia własnej firmy (a taką przecież mam), blogowania, jak i rozwoju osobistego.

    Polecam Wam również sięgnięcie do starszych odcinków Małej Wielkiej Firmy – większość jest dość uniwersalna i ponadczasowa. I oczywiście bardzo przyjemnie słucha się każdego z nich. Warto jeszcze wspomnieć, że Marek jest jednym z najbardziej systematycznych twórców jakich znam – poza chyba jedną przerwą w ciągu roku (świąteczno-noworoczną), jego podcast ukazuje się regularnie w każdy poniedziałek. Bardzo szanuję!

    Marek, nigdy nie przestawaj ????

    The Podcast – Michał Śliwiński, Radek Pietreuszewski

    Pod tą jakże „prostą” nazwą, kryje się prowadzony po angielsku podcast Michała Śliwińskiego i Radka Pietruszewskiego. Panowie raz w tygodniu rozmawiają (po angielsku) o rozwoju osobistym książkach, produktywności, stylu życia i… iPadach ????. Choć nie wiem, czy byliby zadowoleni z takiego podsumowania.

    Mój sposób słuchania The Podcast jest chyba dość specyficzny: nie słucham ich co tydzień, choć z taką częstotliwością pojawiają się nowe odcinki, tylko czekam kilka miesięcy, aż nazbiera się kilka odcinków. Dopiero wtedy, słucham jeden po drugim niczym serial–tasiemiec z Netflixa. To jedyny podcast, który w ten sposób magazynuję – ale gdy wejdę już w tryb rozumowania The Podcast, jeden odcinek to zdecydowanie zbyt mało. Być może jedną z przyczyn jest fakt, że Panowie czasem nagrywają dwa (albo i więcej?) odcinki jeden po drugim i tylko publikują w tygodniowych odstępach czasowych. Nie mniej jednak – jak widzisz, na liście polecanych przeze mnie pozycji, The Podcast jest bardzo wysoko.

    This is Your Life – Michael Hyatt

    To już trzeci Michał na mojej liście, tym razem z USA ???? Michaela Hyatta chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Chociaż z drugiej strony, gdy podczas konsultacji, jako przykład skutecznych, ale i często nieszablonowych działań, pokazuję właśnie twórczość Michaela, okazuje się, że nie każdy go zna.

    Michael od zawsze opowiada o rozwoju osobistym, produktywności i stylu życia. Podcast This Is Your Life jest jego starszym, niekontynuowanym już tytułem, ale ja niezmiennie będę go polecał wszystkim zainteresowanym tematyką fajnego życia, jak również tym, którzy chcą coś robić w Internecie. Szczególnie lubię pierwsze odcinki (2012 rok!), w których Michael stawia pierwsze kroki jako podcaster. Bardzo fajnie się tego słucha.

    Zacytuję jeszcze Wam samego siebie z przed kilku miesięcy – pisałem na blogu o podcaście Michaela Hyatta:

    Lubicie stare amerykańskie filmy? Ja się na nich wychowałem. A słuchanie This Is Your Life jest jak oglądanie starego, dobrego, amerykańskiego filmu. Rambo i Terminator wsród podcastów ????

    Podcast This Is Your Life nie jest już nagrywany a Michael zastąpił go nowym tytułem – Lead To Win, który jednak nie przypadł mi tak bardzo do gustu. Mimo tego, również warto przesłuchać.

    Finanse Bardzo Osobiste – Marcin Iwuć

    Marcin to bardzo ciekawy człowiek, którego zawsze lubię słuchać. No, chyba że opowiada o inwestowaniu w nieruchomości albo kredytach hipotecznych – tych tematów nie lubię. Jednak nie ma się co dziwić, w końcu Marcin jest blogerem finansowym i ludzie często pukają do niego właśnie, aby posłuchać rad związanych z tą tematyką. Bardzo lubię pozostałe tematy jakie porusza Marcin i zawsze z przyjemnością sięgam po kolejny odcinek jego podcastu. Finanse Bardzo Osobiste ukazują się dość nieregularnie, ale warto czekać na każdy kolejny odcinek ????

    Yes Was Podcast – Wojtek Wieman, Paweł Orzech

    Z podcastem Yes Was Podcast jest tak, że czasem go kocham, a czasem nienawidzę ???? A więc z plusów – chłopaki wypuszczają kolejne odcinki w nocy z wtorku na środę, i to doskonale wpisuje się u mnie w środowe poranki, kiedy szykuję się do wyprawy na targ. Uwielbiam wtedy słuchać ich śmieszkowo-technologicznych (sami to określenie wymyślili) tematów. Kolejny plus – tematy, które poruszają są zazwyczaj bardzo ciekawe, czasem wymagające refleksji, ale najczęściej podane w dość zabawny sposób. Taka forma bardzo mi odpowiada… Ale, są i minusy: czasem chłopaki „publikują się” wcześniej lub później niż we wtorkowo-środową noc. Gdy jest to wtorek – to początkowo nawet się cieszę, przecież mogę posłuchać ulubionej audycji z wyprzedzeniem. Ale potem przychodzi środa, i zostaję z niczym. Nie mam czego słuchać gdy szykuję się do zakupów. Choć myślę, że dla większości z Was taka drobna niekonsekwencja godzinowa nie będzie miała tak dużego znaczenia ???? No i nie każdy musi być Markiem Jankowskim i publikować tydzień w tydzień o tej samej godzinie.

    Drugi minus – gry. Zdarza się, że chłopaki cały odcinek poświęcają grom, a ten temat totalnie mnie nudzi. Ogólnie jednak bardzo na plus, większość odcinków słucham z przyjemnością.

    Home Rów – Jeff Medders

    Home Row to taki śmieszny podcast (choć tak na prawdę jest dość poważny), który sam nie wiem dlaczego nadal jest na mojej półce. Znalazłem go szukając w internecie podcastów na temat pisania – szukałem sposobów, aby poprawić i rozwijać u siebie tą umiejętność. Trafiłem wtedy na kilka tytułów, z których tylko Home Row mnie zainteresował. Potem okazało się, że podcast ten jest o pisaniu… głównie w kontekście książek religijnych i w odcinkach często pojawia się o temat wiary. Jeff Medders jest pastorem i ze swoimi gośćmi rozmawia o ich pisarskich zwyczajach, osiągnięciach, książkach i wierze. Gdybym przeczytał dokładny opis podcastu zanim po niego sięgnąłem – z pewnością nie pisałbym dzisiaj o nim. Ale przypadek sprawił, że pojawił się na mojej liście i już na niej pozostał. Home Row to bardzo przyjemny podcast, i pomimo faktu, że w kontekście internetowych audycji totalnie nie interesuje mnie tematyka religijna, to tego słucha się bardzo przyjemnie. Polecam Ci przesłuchanie choć jednego odcinka – zrozumiesz co mam na myśli ????

    Connected – Federico Vittici, Myke Hurley, Stephen Hackett

    Pisałem już kiedyś na blogu o Connected i od tamtego czasu niewiele się zmieniło. Podcast ten nadal jest jednym z popularniejszych, wręcz sztandarowym show grupy Relay FM. Podcast prowadzą trzy osoby: Federico Viticci z Macstories.net, Myke Hurley, współzałożyciel Relay FM oraz Stephen Hackett z 512pixels i jednocześnie drugi współzałożyciel Relay FM. Bardzo lubię ich pogadankę na temat nowych technologii. Panowie nie omijają żadnej nowości ze świata Apple, a i podyskutują też o „innych światach” – na przykład tym wujka Google’a. Connected jest dla mnie źródłem newsów o technologii, i z niecierpliwością czekam co tydzień na kolejny odcinek. Nie bez znaczenia jest też dla mnie fakt, że zarówno Federico jak i Myke jako swoich głównych komputerów używają iPadów a w audycji często dzielą się wskazówkami i przemyśleniami dotyczącymi ich pracy na tych urządzeniach. W końcu blog, na którym się znajdujesz, również powstaje na iPadzie…

    Upgrade – Jason Snell, Myke Hurley

    Z podcastem Uprgrade mam spory problem. Należy on do grona tych, które nazwam „show” a nie „audycja”, a chyba jednak preferuję to drugie. Show kojarzy mi się mocno z programem rozrywkowym, np. w telewizji i „Upgrade” bardzo często taki właśnie jest.

    Jednak fakt, że lubię posłuchać zarówno Jason’a Snell’a i Myke’a Hurley’a sprawia, że co tydzień pobieram kolejny odcinek. Dzieli się on swoje stałe działy, z których wybieram tylko niektóre: Snell Talk, czyli pogaduchy o pogodzie i innych głupotach – na to zazwyczaj szkoda mi czasu – pomijam, The Upstream, czyli nowości ze świata Netflixa i mediów wideo-streamingowych – zazwyczaj mnie nie interesuje, Ask Upgrade, czyli kolejna porcja rozmówek o wszystkim i o niczym – czasem ciekawe, ale na ogół również trochę szkoda mi czasu, pozostaje temat główny – i ten średnio co drugi raz jest bardzo ciekawy. Przykładem takiego, który mocno mnie zainteresował było nagrywanie i montaż podcastu z użyciem tylko i wyłącznie iPada – jak wiesz to totalnie moja bajka ????

    Tak więc jeżeli tematy technologiczne Cię interesują, być może Upgrade znajdzie miejsce na Twojej wirtualnej półce z podcastami.

    Cortex – CGP Grey, Myke Hurley

    Cortex to kolejny z podcastów Relay FM. Ale ten jest wyjątkowy – głównie przez postać CGP Grey’a, brytyjskiego (choć pochodzącego z USA) YouTubera, który w podcascie, przepytywany przez Myke Hurley’a, opowiada o produktywności i przemyśleniach z nią związanych. To jeden z najciekawszych podcastów na mojej półce a jedynym jego minusem jest harmonogram pojawiania się nowych odcinków, a właściwie jego brak.

    Gdy trafiłem na Cortex, w sieci było już kilkanaście odcinków, ale po przesłuchaniu dwóch, szybko postanowiłem zacząć od samego początku, czyli od 1. Była to dobra decyzja, ponieważ każdy odcinek Cortex napakowany jest rozsądnym myśleniem i produktywnym radami. Jak już napisałem, podcast wychodzi dość nieregularnie, ale gdy tylko pojawia się w sieci, rzucam wszystkie inne i mocno skupiam się na nim.

    Mac Power Users – David Sparks, Katie Floyd (do 2018 r.), Stephen Hackett (od 2019 r.)

    Podcast Mac Power Users należy do tych starszych, choć u mnie pojawił się dość niedawno. Przez długi czas nie mogłem się przekonać do słuchania MPU, dopiero niedawno coś zaskoczyło. Po kilku próbach w końcu polubiłem rozmowy Davida i Katie. A gdy tylko przyzwyczaiłem się do prowadzących – bach… Katie Floyd postanowiła odejść z podcastu… no cóż, ogromnie mi przykro, bo polubiłem ich cotygodniowe rozmowy o Macach i iPadach. Na szczęście od 2019 roku Katie zastępuje Stephen Hackett, którego również bardzo lubię, i o którym pisałem już przy okazji Connected.

    Wracając do tematyki samego podcastu – niech Cię nie zmyli nazwa, Mac Power Users to podcast nie są tylko o Mac’u, ale również o tym, co tygryski (????) lubią najbardziej, czyli praca z wykorzystaniem iPadów, automatyzacja i szeroko rozumiana tematyka paperless (chyba nie ma ładnego polskiego odpowiednika tego słowa).

    Lepiej Teraz – Radosław Budnicki

    Pierwszy odcinek Lepiej Teraz jaki przesłuchałem, był to wywiad Rafała chyba z Magdą Kay, amerykańską blogerką która opowiadała między innymi o swoim blogowaniu. Wywiad ten wydał mi się czymś zupełnie innym niż te, których wcześniej słuchałem w innych audycjach. Z resztą cały Podcast Radka taki jest – trochę inny niż wszystkie, choć nie potrafię do końca określić dlaczego tak jest. Powiedzmy, że jest jedyny i niepowtarzalny. Radek w ciekawy sposób przepytuje swoich gości, w jego słowach zawsze słychać zainteresowanie tematem – a niestety nie każdy tak potrafi 🙂 Myślę, że filozofia Lepiej Teraz bardzo ładnie wpisuje się w moją – Fajnego Życia 🙂

    The 5 AM Miracle – Jeff Sanders

    Jeff Sanders jako pierwszy zaszczepił w mojej głowie myśl „a może by tak zacząć rano wstawać?”. Po przesłuchaniu kilku odcinków The 5 AM Miracle, w którym Jeff „promuje” ranne wstawanie i pokazuje jak najlepiej wykorzystać czas o poranku, doszedłem do wniosku, że moje dotychczasowe spanie do przysłowiowego południa to zwyczajne marnowanie życia. Podcast Jeffa Sandersa najlepiej opisuje jego hasło: „dedicated to dominating your day before breakfast”.

    Z pasją o mocnych stronach – Dominik Juszczyk

    Dominik to osoba, którą obserwuję już od jakiegoś czasu. To dzięki niemu zobaczyłem, że można z powodzeniem prowadzić swojego bloga, można nagrywać fajny podcast, można mieć swoją grupę na Facebooku i zebrać w niej grono zaangażowanych osób. I co najważniejsze – nie trzeba być w tym idealnym, wystarczy być SOBĄ! Podcast Dominika z każdym kolejnym odcinkiem pokazuje mi, że i ja „mogę”. Dominik opowiada o talentach jakie mamy w oparciu o badania instytutu Gallupa. Do ich wykrycia służy test Strengths Finder, który ja już dawno wykonałem – do czego również Cię zachęcam, tak samo jak do słuchania podcastu Dominika.

    MacPodcast – Kuba Baran, Przemysław Marczyński

    MacPodcast należy do podcastów, które dołączyły do mojej półki dość niedawno, bo dopiero w 2018 roku – jednak bardzo szybko polubiłem słuchanie Kuby i Przemka i ich rozmów o Macach, iPadach i iPhonach. I w tym przypadku jednak po Polsku. Ciężko by mi było nazwać MacPodcast polskim odpowiednikiem podcastu Connected, ale chyba po części stanowi dla mnie ciekawe uzupełnienie.

    Paniswojegoczasu – Ola Budzyńska

    Ola Budzyńska w, dość nieregularnym, podcaście opowiada o kulisach swojego biznesu online. Oli zawsze dobrze się słucha, co potwierdza zawsze pełna sala podczas jej wystąpień na konferencjach. Jeżeli działasz w internecie, to warto posłuchać o czym mówi Ola w swoim podcaście.

    Po Nitce Ariadny – Ariadna Wiczling

    Ariadnę zawsze stawiałem na tej samej półce co Dominika Juszczyka – nie wiem dokładnie z jakiego powodu, być może dlatego, że tak samo jak Dominik inspirowała mnie do tego, żeby po prostu zacząć i być sobą. Ariadna skupiała się głównie na kursach online, choć tematyka jej podcastu bardzo często wykracza poza tą jedną, główną. Mam nadzieję, że w 2019 roku będę miał okazję posłuchać kolejnego odcinka jej podcastu – ostatni w 2018 roku opublikowała w lipcu, i od tego czasu cisza…

    ProBlogger Podcast – Darren Rowse

    Podcast Darrena jest przede wszystkim o blogowaniu i to w bardzo szerokim zakresie. Znajdziesz tu porady na temat działań w social mediach, monetyzacji bloga, posłuchasz inspirujących historii innych blogerów i wskazówek w którą stronę warto się rozwijać. Jeżeli prowadzisz swojego bloga – to obowiązkowy tytuł.

    Projektant Życia – Mirek Burnejko

    To jedna z najmłodszych audycji na mojej wirtualnej półce z podcastami. Mirek opowiada o produktywności, planowaniu, kursach online, biznesie, książkach… czyli wszystkim, co mnie interesuje 🙂 Jeszcze nie wiem czy podcast Mirka zostanie u mnie na dłużej, ale z pewnością daję mu Jana to szansę i póki co – nie żałuję 🙂

    The Day One Podcast

    Day One to aplikacja do prowadzenia dziennika, której używam. Pisałem o niej juz kilka razy na blogu – jeżeli nie czytałeś, to zdecydowanie musisz zajrzeć. A podcast The Day One Podcast uruchomili twórcy samej aplikacji, aby opowiadać o zmianach oraz ciekawym jej wykorzystaniu.

    The Productive Woman – Laura McClellan

    Do Laury dotarłem przez podcast Mac Power User, w którym była gościem. Jej rozmowa z Katie i Dawidem przypadła mi do gustu na tyle, że postanowiłem dodać jej podcast do swojej biblioteczki. I nie zawiodłem się. The Productive Woman to audycja o dokonywaniu mądrych wyborów, zarządzaniu czasem, planowaniu… i wszystkim innym co związane jest z szeroko rozumianą produktywnością.

    The Smart Passive Income – Pat Flynn

    Czy Pat’a Flynn’a trzeba komuś przedstawiać? Jeżeli śledzicie Michała Szafrańskiego, to z pewnością nie 🙂 Pat jest amerykańskim blogerem, który dzięki swojej ciężkiej pracy, osiągnął niebywały sukces jako bloger i podcaster. A w podcaście opowiada jak iść jego śladami. Czasem przez opowiadanie swojej historii, ale najczęściej przez wywiady z innymi osobami, którym udało się osiągnąć coś fajnego w internecie.

    Podcast Fajne Życie

    Na sam koniec nie mogę pominąć swojego tytułu. Tak, pokochałem podcasty tak bardzo, że zacząłem nagrywać swój 🙂 Nazywa się Fajne Życie – czyli dokładnie tak samo jak mój blog. Nagrywam go, ponieważ chce się rozwijać – jako bloger, twórca i człowiek. Chce przekraczać kolejne granice, wyjść ze swojej strefy komfortu – a tym niewątpliwie dla mnie jest nagrywanie podcastu. Wiem, że czeka mnie jeszcze wiele wyzwań z tym związanych, i na każde z nich bardzo się cieszę. Choć wiele nie będzie prostych.

    Mam też nadzieję, że i podcast Fajne Życie znajdzie się kiedyś na podobnej liście słuchanych przez kogoś pozycji 🙂 Gdy taki moment nastąpi, z pewnością będzie to moja szczęśliwa chwila. Ponieważ, jak chyba każdy twórca, chciałbym aby treści, które Wam przekazuję, były przydatne i pomocne. Zachęcam więc do spróbowanie podcastu Fajne Życie.

    Do usłyszenia więc!

  • audiobooki i twój smartfon

    Audiobooki to temat, który początkowo zafascynował mnie do tego stopnia, iż początkowo myślałem, że nigdy więcej nie będę musiał czytać książek. Tak bardzo się pomyliłem. Moje zauroczenie nie trwało długo. Szybko uświadomiłem sobie, dlaczego ta forma przekazu książek nie jest w stanie pokonać tradycyjnych, papierowych wersji i samej czynności czytania. Gdy interesuje mnie przyswajanie treści w formie audio – wybieram najczęściej podcasty. Gdy sięgam po książkę, a w dużej większości są to poradniki, chcę mieć możliwość zmiany tempa czytania, robienia przerw na notatki i możliwości powtórnego przeczytania danego fragmentu. Chcę mieć możliwość zrobienia przerwy i zastanowienia się nad tym o przed chwilą przeczytałem.

    Tak, wiem – audiobooki i aplikacje do ich obsługi, również po części na to pozwalają. Jednak nie jest to jeszcze zbyt wygodne. A dodając do tego fakt, że swoje notatki do książek sporządzam na iPhone’ie…. moje słuchanie audiobooków sprowadzało się do ciągłego przełączania pomiędzy aplikacją do słuchania (zatrzymaj, przewiń, powtórz, itd.) i tej do notowania. A to z kolei rozprasza i irytuje na tyle, że czasami przestawałem czerpać jakąkolwiek przyjemność ze słuchanych treści.

    Jednak nie wszystkie książki, które czytam są z zakresu rozwoju osobistego i wymagają ode mnie tak uważnego patrzenia na literki. Wiele tytułów z mojej „biblioteczki” idealnie sprawdziło się w wersji audio. Mało tego – w wielu przypadkach audiobooki pozwalały na coś więcej. Efekty dźwiękowe, odpowiedni lektor – to sprawia, że słuchanie audiobooka może być prawdziwą przyjemnością. Fajnym tego przykładem jest powstająca od tak dawna już Biblia Audio – superprodukcja. Słuchanie tej książki w tak podanej formie to czysta przyjemność. Inny ciekawy przykład to Zaufanie, czyli waluta przyszłości Michała Szafrańskiego. Tutaj zacząłem od audiobooka, ale po jego przesłuchaniu (świetny! I do tego czytany przez samego autora) zdecydowałem się zakupić wersję papierową książki i przeczytać ją ponownie – ale traktując ją już nie jako ciekawą biografię, ale trochę jak poradnik.

    Jak widzisz, mimo tego co napisałem na początku, sięgam czasami i do audiobooków. A wykorzystuję przy tym smartfona, który idealnie sprawdza się jako narzędzie do ich odtwarzania. Nie będę jednak dzisiaj namawiał Cię do słuchania konkretnych tytułów. Przedstawię za to cztery smartfonowe sposoby na to jak przy pomocy smarfona możesz odprężyć się przy audiobookach.

    Audible

    Biorąc pod uwagę jakość aplikacji mobilnej, komfort jej używania oraz liczbę audiobooków (głównie w języku angielskim) – jest tylko Audible i nic więcej. To jedyne rozwiązanie, które daje radę i sprawia, że słuchanie audiobooków jest czystą i prawdziwą przyjemnością.

    Audible to, zakupiony przez Amazona w 2008 roku, ogromny sklep internetowy z audiobookami. Zamówione pozycje możemy słuchać zarówno przez stronę internetową, aplikacje mobilną dostępną na IOSAndroida, oraz za pomocą czytnika Kindle (słuchając przez słuchawki Bluetooth). Integracja z czytnikiem Amazona ma jedną ogromną zaletę: dzięki usłudze Kindle with Whispersync for Voice, postęp w czytanych książkach może być synchronizowany się z postępem w słuchanym audiobooku – oczywiście w ramach tego samego tytułu i pod warunkiem, że wersję „Kindlową” zakupisz w sklepie Amazona i dodatkowo dokupisz tą samą pozycję w wersji audiobookowej. Dzięki temu nie będziesz musiał szukać w audiobooku miejsca, w którym skończyłeś ostatnio czytać.

    Audible działa na zasadzie miesięcznej subskrypcji, w ramach której otrzymujesz co miesiąc kredyt na zakup jednego, dowolnego audiobooka. Jeżeli w danym miesiącu masz ochotę dokupić drugiego (i więcej), oczywiście możesz to zrobić, wtedy cena kolejnych pozycji będzie już wyższa i uzależniona od tytułu.

    Co ważne – nawet po wyłączeniu comiesięcznej, płatnej subskrypcji, masz dostęp do zakupionych wcześniej audiobooków. Każdy tytuł przed zakupem możesz przetestować, przesłuchując bezpłatna próbkę. Jezeli jednak zdecydujesz się na zakup a książka nie spełni Twoich oczekiwań – możesz ją zwrócić albo wymienić na inną.

    Jedyny, ale dla niektórych z Was pewnie nie do przeskoczenia, minus Audible jest taki, że ogromna większość tytułów dostępnych w serwisie jest w języku angielskim. Jeżeli dobrze poszukasz, znajdziesz kilka polskich pozycji, ale stanowią one jedynie ułamek procenta „magazynu”. Jeżeli jednak nie jest to dla Ciebie przeszkodą, a chcesz używać najlepszej usługi do słuchania książek w wersji audio, koniecznie sprawdź Audible.

    Amazon daje możliwość bezpłatnego przetestowania usługi – za pomocą tego linka, możesz zarejestrować się na pierwszy miesiąc za darmo. Gorąco polecam Ci wypróbowanie Audible właśnie dzisiaj, szczególnie, że jeżeli spodoba Ci się audiobookowy serwis od Amazona, to rejestrując się w listopadzie 2018 powinieneś załapać się na promocję „3 miesiące za pół ceny”, która dostępna jest do końca roku 2018. Musisz jednak jak najszybciej rozpocząć bezpłatny okres próbny, aby zakończyć go jeszcze w 2018 roku i przejść na płatną (ale przez trzy miesiące tylko w połowie) wersję. Nie przegap takiej okazji!

    Storytel

    Odmienne podejście do audiobookowego biznesu prezentuje szwedzka firma Storytel. Tu, w ramach jednej, stałej, miesięcznej opłaty (subskrypcji) 29,90 zł otrzymasz dostęp do całej biblioteki książek serwisu. Działa to bardzo podobnie do Spotify, Apple Music czy innych, podobnych muzycznych serwisów streamingowych. Tak długo jak będziesz płacić comiesięczny abonament, będziesz miał dostęp do serwisu i wszystkich audiobooków. Jeżeli lubisz słuchać, i planujesz konsumować więcej wiele pozycji w każdym miesiącu, być może właśnie taka usługa będzie dla Ciebie odpowiednia. Musisz jednak pamiętać, że w odróżnieniu np. od Audible, gdzie kupujesz audiobooki i masz do nich dostęp przez cały czas, nawet po wygaśnięciu płatnego abonamentu – Storytel daje Ci możliwość słuchania tylko w momencie gdy Twoja subskrypcja jest aktywna.

    Do słuchania audiobooków, potrzebujesz bezpłatnej aplikacji serwisu. Dostępna jest ona zarówno na systemy z iOS, jak i z Androidem. Aplikację znajdziesz również w SmartTV oraz w sklepie WIndows.

    Jeżeli chcesz wypróbować Storytel, pierwsze dwa tygodnie z usługą są bezpłatne. Taki okres próbny pozwoli Ci przetestować, czy serwis spełnia Twoje oczekiwania.

    Audioteka

    Audioteka to Polski, i jednocześnie najdłużej działający w naszym kraju, sklep z audiobookami. Działa na zasadach podobnych do Audible, ale w odróżnieniu od serwisu Amazona, posiada ogromną bazę tytułów czytanych po polsku.

    W Audiotece możemy kupować pojedyncze książki płacąc za każdą z nich podobnie jak w każdej innej księgarni. Mamy do dyspozycji katalog tytułów wraz z cenami. Dla większości pozycji dostępna jest również próbka, którą możesz bezpłatnie przesłuchać zanim podejmiesz decyzję o zakupie. Serwis oferuje również usługę subskrypcji Audioteka Plus – dzięki której, podobnie jak w Audible, co miesiąc otrzymujemy jeden punkt, który możesz później wymienić na dowolnego audiobooka. Punkty pozostają na koncie do czasu wymiany na audiobooka, ale nie dłużej niż trzy miesiące. Koszt Audioteki Plus to 19,90 zł. Co ważne, z subskrypcji możesz w każdej chwili zrezygnować.

    Inne serwisy

    Warto również wspomnieć, że dostęp do wybranych audiobooków w ramach swoich subskrypcji oferują różne muzyczne serwisy streamingowe, np. Spotify, czy i Google (Google Play Music). Ich biblioteka nie jest może zbyt obszerna, ale jeżeli jesteś użytkownikiem jednego z nich – warto spojrzeć na dostępne pozycje.

    Jak widzisz, jest kilka sposobów na to jak odprężyć się przy audiobookach i smartfonie. Jeżeli wykorzystujesz któryś z nich, albo znasz inne rozwiązania, które mogą być inspiracją dla innych – podziel się nimi w komentarzu do tego wpisu. Nie pogniewam się również, jeżeli udostępnisz ten wpis w mediach społecznościowych ???? Być może przyczynisz się do tego, że ktoś z Twoich znajomych zacznie czytać więcej książek – nawet w postaci audiobooków.

    Bonus

    Korzystanie ze smartfona do słuchania audiobooków to bardzo wygodne rozwiązanie – nie każdemu jednak przypadnie do gustu. Jeżeli należący do tych osób, i nie koniecznie chcesz wykorzystywać „komórkę” do słuchania książek, pamiętaj, że te zakupione np. w Audiotece lub innej księgarni z plikami audio, możesz pobrać na swój komputer i wrzucić na dowolny przenośny odtwarzacz plików mp3. Może być to jeden z najtańszych modeli (na przykład taki – link), którego zakup nie powinien być obciążeniem dla portfela, możesz wybrać taki z małym ekranem i większą liczbą opcji (na przykład taki – link z Amazona, lub taki – link, z Media Markt), który, pomimo małych rozmiarów, pozwoli Ci zrobić coś więcej niż tylko włączenie i wyłączenie odtwarzania.

  • gry i twój smartfon

    Gry jako sposób na pozbycie się stresu? Tak! I piszę to, pomimo faktu, że staram się omijać je szerokim łukiem. Po części dlatego, że wiem jak bardzo są skuteczne w odwracaniu uwagi od codziennych spraw. Preferuję inne formy spędzania wolnego czasu. Znalazły się jednak w mojej biblioteczce z aplikacjami pozycje, które chciałbym Wam polecić – właśnie z kategorii gry. Zabrały one kilka cennych godzin mojego życia i nie żałuję żadnej z nich! 

    Limbo

    Kto lubi chodzić do kina ręka w górę. Ja uwielbiam. A pierwsza z gier, które dla Ciebie wybrałem jest jak najlepszy film w kinie.

    Zazwyczaj nie szukam i nie instaluję gier na iPhonie – przeciwnie, unikam ich. Nie przeglądam zakładki „gry” w App Store, nie patrzę na nowe promocje tych pozycji, nie słucham recenzji. Totalnie nie mam więc pojęcia co skłoniło mnie do instalacji Limbo – być może ciekawa ikona, przypadkowo obejrzany film promocyjny w App Store? Faktem jest, że zainstalowałem Limbo i… zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Jej, jak ta gra jest dobrze zrobiona! Przepiękna, z doskonałym klimatem. Każdy dźwięk, obraz, postać, animacja, fabuła.. wszystko pasuje. Jak w najlepszych filmach Mela Gibsona. Gra okazała się wielkim sukcesem (na moim iPhonie) i wiele razy pozwoliła zapomnieć (się) na dłuższą chwilę o codziennych problemach.

    Przygotowując się do tego wpisu, szukałem w internecie, co właściwie oznacza słowo „Limbo”. Odpowiedź znalazłem w serwisie Gry Online i nieco mnie ona zaskoczyła. Pasuje jednak jak ulał 🙂

    Limbo: w teologii katolickiej otchłań, pustka, będąca częścią piekła, w której przebywają dusze osób zmarłych przed ukrzyżowaniem Jezusa i dzieci, które zmarły przed przyjęciem chrztu.

    I niech zachętą do wypróbowania będzie dalsza część recenzji gry:

    Uruchamiając po raz pierwszy Limbo, mniej więcej wiedziałem, czego się spodziewać, jednak nie byłem przygotowany na aż tak ciężki i brutalny klimat gry. Czarno-biała tonacja, pulsująca czerń w rogach ekranu, niczym na podniszczonej taśmie celuloidowej, rozmyte plany, czarna postać dziecka z odcinającą się od reszty ciała bielą oczu, niemal całkowity brak muzyki. Jedynie ciemny las i wydobywające się z głośników ambientowe dźwięki. Żadnego wprowadzenia, żadnego wyjaśnienia przyczyn znalezienia się w tym nieprzyjaznym i nieprzyjemnym miejscu. Po prostu jestem.

    Powyższy opis bardzo dobrze oddaje klimat całej gry. A ja uzupełnię go jeszcze trailerem:

    Musisz sprawdzić Limbo! I koniecznie napisz mi w komentarzach o swoich wrażeniach.

    PLAYDEAD’s Inside

    Nie wiem jaki mechanizm zadziałał na mnie w momencie, gdy instalowałem Limbo, ale bardzo podobna rzecz stała wiele miesięcy póżniej, gdy instalowałem Inside. Jakie było moje zdziwienie, gdy zorientowałem się (po dłuższej chwili), że mam do czynienia z grą firmy Playdead – czyli tej samej, która wcześniej zrobiła Limbo!

    Na 10 trylionów gier w App Store, zainstalowałem drugą z nich.

    W tym przypadku istotny był jeszcze jeden element: marzyłem, by znaleźć grę tak dobrą jak Limbo. Z podobnym klimatem, jakością wykonania, muzyką, fabułą… I w jakiś dziwny sposób udało się. Przypadek? Chyba nie. Playdead’s Inside pod wieloma względami jest podobna do Limbo. Z pewnością tak samo zachwyca, trzyma w napięciu i zaskakuje. Zadania przed jakimi staje główny bohater są ciekawe i nie zawsze oczywiste. Gra wymaga uwagi, refleksu a często i sprytu. Po skończeniu całej gry czułem jeszcze większy niedosyt niż po Limbo.

    W Inside przenosimy się do świata, który przywodzi na myśl sceny opisane w „1984” lub innych dystopijnych tytułach. Widzimy więc szare, wysokie budowle, żołnierzy strzelających do bezbronnych cywilów, a także ogromne obiekty przemysłowe. Nie oznacza to jednak, że duńscy deweloperzy zrezygnowali z elementów fantastycznych. Te są obecne i świetnie wpisują się w klimat gry.

    To początek recenzji Jacka Zięby z MyApple. Jeżeli polubiłeś Limbo, z pewnością tak jak ja zakochasz się w Inside.

    Duńska firma Playdead już dawno dołączyła do grona tych, na których nowe produkty czekam z niecierpliwością. Na chwilę obecną, gra nie jest niestety dostępna dla smartfonów z Androidem. Jeżeli jednak jesteś posiadaczem iPhona – do dzieła!

    Memorando

    Kolejna pozycja na mojej liście jest totalnie inna od wcześniejszych dwóch. Nie ma fabuły, mrocznych postaci, pięknych scenerii, czy nastrojowej muzyki. Ma za to przesłanie od autorów: „Sprawny umysł zapewnia lepsze życie”.

    Memorando – nie jest typową grą, ale zestawem wielu krótkich gier, które pomogą nie tylko się odprężyć, ale również poprawić funkcjonowanie Twojego mózgu. Memorando to zestaw gier do treningu umysłu. Znajdziesz tu szereg prostych (hmm… nie zawsze takich prostych) zadań, które mogą zarówno postawić Cię na nogi, jak i pozbyć się nadmiaru stresu po ciężkim dniu.

    Przy pierwszym uruchomieniu, otrzymasz do wypełnienia krótki test. Ma on na celu ustalenie czego właściwie oczekujesz od aplikacji, które elementy funkcjonowania Twojego mózgu chciałbyś poprawić. Następnie aplikacja dobierze odpowiedni dla Ciebie indywidualny plan treningowy.

    Gry są różne. Ale z pewnością każda z nich wymaga pewnego wysiłku umysłowego. Zaczynasz zawsze od poziomu łatwego, stopniowo przechodząc do coraz trudniejszych etapów. Dzięki temu z każdym dniem będziesz czuł wyraźny postęp. Zapamiętywanie stanie się łatwiejsze, a kojarzenie faktów szybsze.

    Po wykonaniu dziennej dawki ćwiczeń, warto również wykonać, dostępne w aplikacji, ćwiczenie relaksacyjne. Dzięki temu Twój umysł odpocznie po wcześniejszych, wymagających wytężonej pracy, zadaniach.

    Co jakiś czas otrzymasz możliwość wykonania tak zwanego Testu Umysłu. Dzięki niemu sprawdzisz jakie robisz postępy z aplikacją. Każdy kolejny wynik (punkty BQ) porównasz z wcześniejszym oraz poziomem przeciętnego użytkownika Memorando.

    W aplikacji możesz zdefiniować swoje tygodniowe cele – liczbę dni w tygodniu, w których będziesz ćwiczyć umysł, oraz liczbę dni w których wysłuchasz relaksacyjnych sesji dźwiękowych.

    Memorando oferuje bezpłatny oraz płatny dostęp. W wersji darmowej mamy do dyspozycji ograniczoną liczbę gier i funkcjonalności. Dla mnie – to w zupełności wystarcza. Jeżeli jednak uznasz, że chcesz więcej – Memorando jest bardzo przystępne cenowo w porównaniu do innych aplikacji tego typu.

    Aplikacja dostępna jest w całości po Polsku, co znacznie ułatwia obsługę i rozwiązywanie dostępnych zadań. 

    Alto’s Adventure

    Na koniec jeszcze jedna pozycja w mojej biblioteczce. Relaksująca, przepięknie wydana gra studia Snowman o przygodach pasterza-snowboardzisty – Alto’s Adventures.

    Głównym jej atutem jest wspaniała oprawa graficzna i dźwiękowa. Gra sama w sobie nie jest ani bardzo wciągająca, ani angażująca (już słyszę sprzeciw wielu z Was), jednak efekty dźwiękowe i wizualne sprawiają, że często uruchamiam ją i odkładam telefon na bok – tylko po to, aby usłyszeć w słuchawkach przepiękną muzykę i odgłosy padającego deszczu czy śpiewu ptaków. Pod tym kątem Alto’s Adventures to prawdziwe arcydzieło. Gdy dołożę do tego cudowną grafikę – audiowizualna perełka.

    Gra ma bardzo proste zasady. Alto jest pasterzem, który na desce snowboardowej podąża przez góry w poszukiwaniu swoich lam. Musi jedynie przeskakiwać napotkane po drodze przeszkody. To tyle jeżeli chodzi o fabułę 🙂

    Mamy do dyspozycji dwa tryby: normalny i ZEN. Pierwszy z nich polega na pokonaniu jak najdłuższej trasy, osiąganiu kolejnych poziomów poprzez wykonywanie zadań i zebraniu określonej liczby lam. Gdy Alto się przewróci – gra się kończy. I gdyby twórcy udostępnili tylko ten jeden tryb – Alto’s Adventures z pewnością zniknęła by z mojego iPhona już po pierwszych pięciu minutach od uruchomienia. Na szczęście dostępny jest również wariant ZEN, czyli trym relaksacyjny. Nie ma tu ani poziomów, ani zadań, a Alto po przewróceniu się, wstaje i jedzie dalej. Wyłączony został element rywalizacji – pozostała niekończąca się przyjemność, przepiękna muzyka i nastrojowe krajobrazy.

    Do obsługi gry wystarczy jeden palec – poprzez dotknięcie ekranu sprawiamy, że Alto podskakuje i pokonuje w ten sposób przeszkody albo wykonuje akrobacje.

    Sam zobacz:

    Przepiękne obrazy i wspaniała muzyka – te dwa elementy sprawiły, że Alto’s Adventures trafił i (co ważniejsze) pozostał w moim iPhonie na stałe. Polecam Wam spróbować.

    To tyle na dziś. Cztery pozycje w kategorii gry, które często pomagają mi pokonać codzienne problemy i stres. Pozwalają odprężyć się i zrelaksować. Mam nadzieję, że pomogą i Tobie. A może zechcesz dołożyć do mojej listy jeszcze jedną grę? Pole „komentarze” czeka właśnie na Ciebie 🙂 Zachęcam Cię również abyś dopisał się do mojej listy na którą wysyłam newsletter. Dzięki temu pozostaniemy w kontakcie!

  • podcasty i twój smartfon

    Odkryłem je stosunkowo późno, raptem trzy lata temu. Jednak bardzo szybko zdobyły moje serducho. Z łatwością zastąpiły telewizję, radio, czasopisma i stały się dla mnie głównym źródłem wiedzy, inspiracji i rozrywki. Jeżeli miałbym wskazać rzecz, która w ciągu ostatnich lat miała największy wpływ na zmiany w moim życiu, to byłyby to właśnie podcasty. A każdy z nich to inna historia, inni ludzie, inne wartości. To pod wpływem Michała Szafrańskiego rozpocząłem swoją przygodę z blogiem. CGP Grey nauczył mnie jak być bardziej produktywnym. Marek Jankowski pokazał jak prowadzić firmę a od Mariusza Chrapkodowiedziałem się, że i ja chcę uruchomić swój własny podcast. Ariadna Wiczling pokazała, że wcale nie trzeba być idealnym aby być skutecznym a Marcin Iwuć przekonał, że warto kierować się pasją. Michał Śliwiński nauczył mnie konsekwencji, Dominik Juszczykpewności siebie, a Tim Ferris… on sprawił, że zasnąłem w czasie pracy przy komputerze 🙂 Każdej z tych osób chciałbym bardzo serdecznie podziękować – za to, że kiedyś zdecydowały się na rozpoczęcie swojego podcastu. Pewnie żadna z wymienionych osób nie przeczyta nigdy mojego wpisu – ale chciałbym, abyście wiedzieli, że to między innymi dzięki Wam jestem tu gdzie jestem.

    Ale po kolei. Czym właściwie są podcasty? Jeżeli zaliczasz się do (niestety jeszcze dość szerokiego) grona osób, które tego nie wiedzą – czas jak najszybciej nadrobić zaległości!

    Termin „podcast” został pierwszy raz użyty przez amerykańskiego dziennikarza Bena Hammersleya w 2004 roku. Pochodzi od dwóch słów: „iPod” – czyli odtwarzacza plików mp3 od Apple – oraz „broadcast”, co oznacza transmisję.

    Podcasty to nowoczesne audycje radiowe – tylko fajniejsze, bo dostępne na żądanie. Oznacza to, że w odróżnieniu od radia, to Ty decydujesz czego i kiedy słuchać. Podcasty publikowane są w postaci odcinków. Znajdziemy je jako pliki audio, dostępne do pobrania ze stron www.

    Początkowo, aby słuchać podcastów, musieliśmy co jakiś czas zaglądać na stronę www jego autora, i w momencie publikacji nowego odcinka – pobrać plik na dysk komputera, aby następnie ręcznie wgrać go do naszego odtwarzacza mp3 (lub odtwarzać bezpośrednio z komputera, co jednak nie było zbyt wygodnym rozwiązaniem). Taka forma nie sprzyjała rozwojowi podcastingu. Ciężko było znaleźć nowe tytuły, a i samo pobieranie ich, a potem kopiowanie do odtwarzaczy – było dość kłopotliwe. Zaczęły więc powstawać katalogi podcastów, które – poprzez grupowanie, kategoryzację i tworzenie list najlepszych z nich – znacznie ułatwiły odkrywanie i wyszukiwanie. Najpopularniejszym z takich zbiorów jest, stworzony przez Apple, katalog podcastów iTunes – znajdziesz tam każdy liczący się podcast. Apple jest bezsprzecznym liderem w tej kategorii i nic nie wskazuje na to, aby ta sytuacja miała ulec zmianie. Apple przyłożyło też swoją rękę do tego, aby to smartfony stały się najczęściej wykorzystywanym do słuchania podcastów urządzeniem. Nie oznacza to jednak, że aby słuchać podcastów i odkrywać nowe audycje musisz mieć iPhone’a. Przeciwnie. Apple stworzył katalog, ale dostęp do niego mamy zarówno z komputera, jak i każdego smartfona – poprzez aplikacje do wyszukiwania i odtwarzania podcastów, które mają możliwość wyszukiwania w katalogu iTunes. Dzięki smartfonom podcastów możemy słuchać wszędzie – w drodze do pracy, podczas sprzątania, zmywania, podróży na wakacje, czy uprawiania sportu. Zakładamy słuchawki, uruchamiamy aplikację – i gotowe.

    W sklepach App Store i Google Play Store dostępnych jest wiele aplikacji umożliwiających słuchanie podcastów. Kilka najpopularniejszych: Overcast (iOS), Castro 2 (iOS) czy Pocket Casts(iOS oraz Android). Ja używam tej ostatniej. Nie jest ona bezpłatna, ale według mnie zdecydowanie najlepsza. Jeżeli nie chcesz na początku wydawać pieniędzy, możesz skorzystać z jednej w wielu bezpłatnych opcji. Na przykład Apple udostępnia swoją, całkiem dobrą, bezpłatną aplikację – Podcasty. Jeżeli jesteś posiadaczem iPhone’a, możesz zacząć właśnie od niej. Jeżeli używasz smartfona z Androidem – wypróbuj bezpłatną aplikację Podcast Addict. Wspomniany na początku Overcast jest również w wersji bezpłatnej, ale za to z ograniczonymi funkcjami i reklamami.

    Jeżeli znasz inne ciekawe aplikacje do zarządzania i odtwarzania podcastów – zostaw mi informację w komentarzu, z chęcią uzupełnię ten wpis o nowe, warte uwagi pozycje.

    Gdy zaczynałem tworzyć niniejszy tekst, na mojej półce z podcastami było 37 tytułów. W tym momencie, gdy kończę – mam ich 46. Liczba ta dynamicznie się zmienia. Często szukam nowych tytułów, co jakiś czas rezygnuję też z tych, które już mnie interesują. Zdecydowana większość pozycji to audycje, z których mogę nauczyć się czegoś nowego. Są podcasty, których z uwagą przesłuchuję każdy odcinek, ale są też takie, z których na 10 odcinków wybieram co najwyżej jeden czy dwa.

    Słowo „rozwój” najlepiej łączy wszystkie okładki na mojej liście. Jednak ten wpis miał skupiać się na słowie „relaks” i właśnie pod tym kątem wybrałem kilka godnych polecenia tytułów. Zachęcam Cię do przesłuchania każdego z nich – być może znajdziesz coś dla siebie.

    Yes Was Podcast

    Jestem fanem nowych technologii i słuchanie ciekawych rozmów na ten temat, wpisuje się u mnie idealnie w kategorię „rozrywka i relaks”. A pierwszym podcastem w tej kategorii jest Yes Was Podcast. Niech Was nie zmyli angielska nazwa – audycja jest po polsku 🙂 Zgodnie z opisem autorów, podcast ten należy do „technologiczno–publicystyczno–śmieszkowych” i po przesłuchaniu kilku odcinków – trudno się z tym nie zgodzić. Paweł Orzech i Wojtek Wiejak – którzy prowadzą Yes Was Podcast, „spotykają się” (wirtualnie) raz w tygodniu, aby porozmawiać o swoich przygodach z technologią – czasem pomarudzą, czasem coś podpowiedzą, ale zawsze rozśmieszą. Chłopaków odnalazłem mniej więcej rok temu. Początkowo „nie było szału” – luźna rozmowa na temat kilku nowinek technicznych, wydarzeń ze świata technologii oraz gier (o zgrozo, nie lubię…). Ale z czasem na tyle przyzwyczaiłem się do cotygodniowych spotkań z chłopakami, że Yes Was Podcast stał się jednym z moich ulubionych. Panowie czasem mijają się z prawdą, a dobór opisywanych wydarzeń nie zawsze jest taki, jak bym sobie wymarzył. Jednak wszystko opakowane jest w na tyle fajną i luźną formę, że nie mógłbym rozpocząć mojej listy polecanych podcastów od innego.

    Każdy odcinek ukazuje się w nocy z wtorku na środę – chłopaki zazwyczaj są bardzo sumienni w tej kwestii i chwała im za to! Dzięki temu Yes Was Podcast co tydzień uprzyjemnia mi środowe śniadania.

    Connected

    Znowu będzie o nowych technologiach, tym razem jednak trochę bliżej świata Apple – czyli jakby nie patrzeć, tego, który mnie najbardziej interesuje.

    Connected jest jednym z popularniejszych podcastów z grupy Relay.fm. Chyba mogę powiedzieć, że podcast ten jest angielskim odpowiednikiem Yes Was Podcastu (a może odwrotnie?). Connected prowadzą 3 osoby – Federico ViticciMyke Hurley i Stephen Hackett, a tematem przewodnim są nowości ze świata Apple – choć Panowie starają się opisywać również wszystkie inne wydarzenia istotne na rynku urządzeń mobilnych i nowych technologii. Jest to swego rodzaju przegląd nowości. Istotną różnicą w stosunku do Yes Was Podcast jest to, że trio z Connected jest bardzo kompleksowe w zbieraniu tematów – chłopaki omawiają wszystko, co dzieje na rynku a ich opinie są przemyślane, merytoryczne i z reguły bardzo wyczerpujące – plus często ozdobione dawką specyficznego humoru 🙂 Nie bez znaczenia jest też dla mnie fakt, że zarówno Federico, jak i Myke są osobami, które na co dzień, zamiast na tradycyjnych komputerach, pracują na iPad’ach – ich historie są często dla mnie inspiracją do usprawniania mojego systemu pracy na iPadzie. Connected to nie tylko wspaniała rozrywka, ale i newsy ze świata urządzeń mobilnych. Jeżeli te tematy Cię interesują, to Connected szybko stanie się dla Ciebie cotygodniową „lekturą” obowiązkową. A wtedy warto zerknąć na pozostałe pozycje z „rodziny” Relay.fm.

    This Is Your Life

    Lubicie stare amerykańskie filmy? Ja się na nich wychowałem. A słuchanie podcastu This Is Your Life jest jak oglądanie starego, dobrego amerykańskiego filmu. Rambo i Terminator wsród podcastów 🙂

    Audycja Michaela Hyatt’a była jedną z pierwszych, jakie trafiły na moją półkę. I szybko stała się pozycją, po którą sięgam, gdy szukam jednocześnie relaksu, nowych pomysłów i wiedzy. Bo takim właśnie połączeniem jest dla mnie This Is Your Life. Podcast od jakiegoś czasu nie jest już kontynuowany, Michael zastąpił go innym – Lead to Win, który ze względu na swoją formę – jest wspaniałym źródłem wiedzy, ale nie jest już tak dobrą rozrywką. Na szczęście baza kilkuset odcinków dostępnych w katalogu iTunes ciągle pozwala mi czerpać przyjemność z tego podcastu.

    Michael ma bardzo specyficzny głos, pełen spokoju i ciepła, co – poza czerpaniem ogromnej ilości wiedzy – pozwala mi się również odprężyć. Tematyka jaką porusza – rozwój osobisty – jest mi szczególnie bliska. A podana w tak fajny, naturalny i praktyczny sposób, sprawia, że co chwila sięgam do katalogu po kolejny odcinek.

    Jeżeli zdecydujesz się na This Is Your Life, warto abyś zaczął od pierwszych odcinków. Tych, w których Michael zaczynał. Opowiada w nich o swoich niepewnych początkach – i fajnie zestawia się to z odcinkami, które nagrywał kilka lat później. Bardzo inspirujący i odprężający podcast przez który przewija się wiele różnych tematów. Dostępny jest w języku angielskim, więc dodatkowym atutem jest fakt, że mogę szlifować język 🙂

    5 AM Miracle

    Podcast prowadzony przez Jeffa Sanders, który opowiada, „jak zdominować swój dzień przed śniadaniem”. 5 AM Miarcle należy u mnie do grupy tych, których słucham tylko wybrane odcinki – w zależności od tematu. Na przykład wywiady z udziałem Jeff’a – totalnie nie przypadły mi do gustu.

    Porządkowanie swojego dnia o poranku jest mi bardzo bliskie – główna idea podcastu wspaniale więc wpisuje się w moje życie. I, pomimo faktu, że wstaję dużo wcześniej niż o 5 rano, bardzo lubię słuchać audycji 5 AM Miracle o poranku.

    Lepiej Teraz

    Lepiej Teraz podcast prowadzony przez Rafała Budnickiego. I tak naprawdę ciężko jest mi powiedzieć jedno zdanie, które dobrze opisze całą jego tematykę. Przytoczę za to słowa samego autora:

    Zmień swoje życie na lepsze. Już teraz! Tak jak robią to goście Podcastu Lepiej Teraz.

    Opis ten najlepiej pokazuje jak szeroką tematykę wziął na swoje barki Rafał. W podcaście znajdziemy tematy takie jak minimalizm, zarządzanie sobą, czasem, ale i media społecznościowe, marketing i rozwój biznesu.

    Z tego względu, nie każdy odcinek trafia do mojej listy odtwarzania. Wybieram jedynie interesujące mnie tematy. Mimo wszystko lubię słuchać Rafała i traktuję jego podcast jako fajną rozrywkę i sposób na odprężenie. Kiedy mam groszy dzień, sięgam po kolejny odcinek, który ustawia mnie na odpowiednie tory.

    Personal Best

    Na koniec najmłodszy z podcastów na mojej półce – w dniu kończenia tego wpisu, dostępnych jest 6 odcinków a ja przesłuchałem dopiero z nich. Wydawana przez kanadyjską sieć CBC audycja Personal Best, jest jednocześnie najlepiej technicznie zrobionym podcastem jaki słucham. I z pewnością jest to jeden z powodów, dla których tak bardzo go lubię. Każdy odcinek to historia innej osoby, która – bez względu na ograniczenia – stara się być najlepszą wersją siebie. Tematyka rozwoju osobistego jest mi bardzo bliska – już o tym wspominałem – a jeżeli ubrania jest w tak przyjemną dla ucha formę… nie mogłem nie polubić 🙂

    Wymieniam sześć tytułów z bazy kilkudziesięciu, które znajdują się na mojej półce. Nie znaczy to jednak, że właśnie te są moimi ulubionymi. Ale z pewnością pomagają mi zrelaksować się i odprężyć. Każdy z nich sprawia, że mogę wykorzystać iPhona do poprawy nastroju, pozbycia się stresu, czy zmiany negatywnego nastawiania. Jedne wywołują u mnie śmiech, inne zachwyt. Niektóre z nich tworzone są przez pojedyncze osoby, przy innych pracuje cały sztab ludzi. Każdy z pewnością warty jest czasu, który mu poświęcam. A przecież opowiedziałem tylko o tych podcastach, których słucham dla rozrywki – pozostałe z mojej półki mają zupełnie inny cel. Są dla mnie najlepszymi studiami, kursem i skarbnicą wiedzy – z każdej dziedziny życia. Uczą jak pracować, jak rano wstać, być zdrowszym, silniejszym, bardziej wysportowanym…

    Gdy więc następnym razem usiądziesz na kanapie, weźmiesz do ręki pilota od telewizora – zastanów się, czy nie warto spróbować czegoś innego. Być może zakochasz się w podcastach tak jak ja.

  • czytanie i twój smartfon

    Czytanie jest domeną ludzkości. Rozrywką i wiedzą. Przyjemnością. Zaniedbaną i niedocenianą?

    Jak wynika z raportu Biblioteki Narodowej, stan czytelnictwa w Polsce z roku na rok, jest na coraz niższym, coraz bardziej żenującym poziomie. Na początku wieku, ponad połowa z nas czytała więcej niż jedną książkę rocznie, a prawie jedna czwarta – nie mniej niż siedem. Dzisiaj niewiele ponad 1/3 Polaków w ciągu całego roku sięga po jedną książkę, tylko co dziesiąty z nas przeczyta ich 7 lub więcej. (AKTUALIZACJA: na stronie Biblioteki Narodowej ukazała się zapowiedź raportu dotyczącego czytelnictwa w 2017 roku. Dane są bardzo podobne do tych z przed roku. Pełny raport dostępny będzie w maju 2108 roku.)

    Z drugiej strony, pomimo słabych wyników czytelnictwa, rynek wydawniczy w Polsce rozwija się w całkiem nieźle. Jeszcze 15 lat temu, liczba wydawanych rocznie tytułów była na poziomie ok. 20 tys., dzisiaj jest to już prawie 35 tys. Gdzie więc leży problem?

    Arnaud Nourry, CEO Hachette Live Group – jednego z największych wydawnictw we Francji – w wywiadzie dla portalu scroll.in stwierdził, że przyczyną słabego poziomu czytelnictwa oraz wszelkich problemów branży wydawniczej są ebooki. Według niego są one niezbyt udanym produktem ukazującym wręcz nieudolność wydawnictw, które nie potrafiły wykorzystać początków cyfrowej ery. Nourry uważa, że tanie ebooki są powodem problemów rynku wydawniczego i zabijają nie tylko infrastrukturę wydawniczą, ale także księgarnie, supermarkety oraz przychody autorów. Co więcej – Nourry twierdzi, że większość czytelników nie przekona się do elektronicznych książek.

    Ebook to głupi produkt. To dokładnie to samo, co papier, tylko elektroniczny. Nie ma w nim nic kreatywnego, ulepszonego i brakuje mu rzeczywistego cyfrowego doświadczenia. Jako wydawcy, nie spisaliśmy się dobrze. Próbowaliśmy ulepszonych ebooków – nie zadziałało. Próbowaliśmy aplikacji, witryn z treścią – odnieśliśmy może ze dwa sukcesy, pośród setek porażek. Mówię o całej branży. Nie udało nam się. (…) Wydawcy i redaktorzy przyzwyczajeni są do tworzenia projektów na płaskiej stronie. Nie znają potencjału technologii 3D i formatów cyfrowych.

    W opozycyjny sposób podchodzi do tematu Krzysztof Zemczak, z portalu eCzytelnik – jego komentarz jest z pewnością warty uwagi:

    Wyczuwam tutaj małe kombinacje i próby ulepszenia czegoś, co działa dobrze, w sposób, który nie interesuje aktualnych eCzytelników – czy chodzi tutaj o przegapienie swojej szansy? (…) Książki elektroniczne mają więcej zalet, niż Nourry’emu się wydaje. I właśnie ebooki w takiej formie, z jaką obcujemy w dniu dzisiejszym, ludzi do nich przekonuje i dlatego możemy mówić o chociaż tych 20% rynku książki na zachodzie, a nie 2%. (…)

    O eCzytelnictwie jest coraz głośniej, a rynek ebooków wciąż się rozwija. Ludzie coraz chętniej czytają w tej formie, zatem nie możemy mówić o stagnacji lub o spadku jej popularności.

    Kto ma rację? W całym „sporze” to chyba właśnie Krzysztof jest bliżej prawdy, choć sprawa dotyczy chyba trochę szerszego podwórka, niż tylko ebooki.

    Czas pędzi do przodu, pojawiają się nowe technologie a my nie przestajemy czytać. Zmieniają się jedynie narzędzia, które nam to umożliwiają. Dzisiaj książka ciągle jeszcze wielu kojarzy się z papierowym przedmiotem, który po przeczytaniu odkładamy na drewnianą półkę w domu. Inni mają już na myśli ebooki czytane na plastikowych czytnikach. Ja idę dalej. Czytamy przecież cały czas. Artykuły w przeglądarce internetowej, aplikacji na smartfonie, dokumenty na tablecie, czy ebooki na czytniku. Artykuły na stronach www potrafią sięgać wielu tysięcy znaków i słów. Czym taka treść różni się zatem od książki? Stylem? Poziomem? Oprawą…? A jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że każdy artykuł w internecie możemy przerobić we własnym zakresiena ebooka, którego bez problemu prześlemy na czytnik elektroniczny – to mamy już do czynienia z książką czy jeszcze nie? Czytając taki artykuł podwyższamy czy obniżamy poziom czytelnictwa w naszym kraju? A jeżeli autor ze swojego długiego artykułu sam wykona ebooka i udostępni go czytelnikom? Gdzie dzisiaj, w dobie internetu, leży granica pomiędzy książką a artykułem? Czy obszerne recenzje nowych wersji systemu IOS, które co roku przygotowuje Federico Viticci, nazwiemy artykułami czy już książkami? Artykuł ten (ponieważ jest publikowany w internecie, na stronie www – więc artykuł, tak?) ma okładkę, rozdziały, spis treści, jest dłuższy niż niejedna książka, dopracowany, wielokrotnie sprawdzony, poddany szczegółowej korekcie, na bardzo dobrym poziomie stylistycznym, mocno merytoryczny. Czy taką pozycję zaliczymy już do książek? Co odróżnia książkę od artykułu? Numer ISBN?

    Moje myślenie na temat książek i czytania już dawno uległo zmianie. Od lat nie przeczytałem papierowej książki czy drukowanego artykułu np. w czasopiśmie – choć sam na co dzień zajmuję się projektowaniem książek i czasopism. Nie znaczy, że nie czytam, przeciwnie… Zmieniłem jednak nośnik tekstu.

    Doskonale pamiętam pierwszą książkę, którą przeczytałem na telefonie komórkowym. Urządzenie to nie nazywało się jeszcze nawet smartphone’em – bo i niewiele miało z nim wspólnego. Książką był Folwark Zwierzęcy a urządzeniem – Siemens S55. Było to jeszcze długo przed erą elektronicznych czytników. Amazon dopiero kilka lat później zaprezentował pierwszego Kindle’a. W tamtym czasie Siemens S55 był szczytem techniki. Proste aplikacje napisane w języku Java, kolorowy wyświetlacz, pojemna na ówczesne czasy pamięć, oszałamiające dzwonki… byłem zachwycony. Szukałem dla niego coraz to nowszych zastosowań. Jednym z nich okazało się… właśnie czytanie książek.

    Czytałem na tym niewielkim urządzeniu podczas codziennych podróży pociągiem. W tamtym czasie wydawało mi się to bardzo wygodne – zamiast papierowej, sporych rozmiarów książki, mogłem trzymać jedynie malutki telefon. Nie straszny był mi tłok, miejsce stojące, czy brak oświetlenia w pociągu. Nie przeszkadzało mi, że malutki ekran Siemensa, mieścił nie więcej niż jedno krótkie zdanie. Byłem tak podekscytowany faktem, że mogę wykorzystać telefon komórkowy do czytania książki, że nie widziałem żadnych minusów tego rozwiązania. Musisz wiedzieć, że były to czasy, gdy praktycznie nikt nie gapił się jeszcze całymi godzinami w telefon, jak ma to miejsce dzisiaj. Nie było powodu ani sensu. Internet w telefonie właściwie nie istniał, nie było jeszcze multimedialnych urządzeń, filmów online. Telefony nie miały nawet aparatów do robienia zdjęć. Wyobraź więc sobie miny ludzi którzy, nieprzyzwyczajeni do takiego widoku, obserwowali mnie i dziwili się po co przez godzinną podróż pociągiem wpatruję się z wypiekami na twarzy w mały ekran telefonu. A ja byłem akurat myślami na zebraniu, wśród buntujących się zwierząt lub uciekałem przed kolejną zjawą, jaką wymyślił mi Stephen King (jak ja uwielbiałem jego książki!).

    Minęło wiele lat, a ja do dzisiaj nie mogę się nadziwić jak to się stało, że byłem w stanie przeczytać cokolwiek na tak mikroskopijnym ekranie. Mimo wszystko zapamiętałem, że było to doświadczenie bardzo pozytywne. Czasy się jednak zmieniły. Dzisiaj widok osoby czytającej książkę czy nawet przeglądające strony www z komórki jest całkiem normalny. Możemy się z tym nie zgadzać, sprzeciwiać się i walczyć. Albo sami wykorzystać fakt, że nosimy w kieszeni, właściwie nieograniczoną niczym, skarbnicę wiedzy.

    Czytanie może nastawiać Cię pozytywnie każdego dnia, gdy jedziesz do pracy, pozwoli też obniżyć poziom stresu po całym dniu, gdy z niej wracasz. I możesz wykorzystać do tego smartfona. Zobacz jak ja to robię. 

    Kindle

    Ten wpis powstaje w ciekawym dla mnie momencie – otóż dwa miesiące temu kupiłem swojego pierwszego Kindle’a i powoli wsiąkam w jego świat. Do tej pory używałem, kupionego przed laty w Empiku, czytnika Trekstor i w pełni zaspokajał on moje potrzeby. Poza wyświetlaniem tekstu nie miał zbyt wielu funkcji, spełniał jednak swoje podstawowe zadanie. Używałem go w połączeniu z Calibre, bardzo fajną aplikacją do zarządzania biblioteką ebooków dla Maca. Calibre ma jedną, wspaniałą funkcję, której bardzo często używałem – zerkała co kilka dni na moją wirtualną półkę z artykułami w Instapaper (więcej o tym a chwilę), pobierała z niej wszystkie nowe artykuły, konwertowała do formatu ebook i wrzucała na czytnik. WSPANIAŁE!

    Pewnie nie zdecydowałbym się na zmianę, gdyby nie fakt, że Trestorek zaczął mnie niepokojąco często straszyć komunikatem „bateria rozładowana”. I gdy pewnego razu wyłączył mi się w środku bardzo ciekawego rozdziału książki, mocno wkurzony wygarnąłem mu co myślę o takim traktowaniu i musieliśmy się pożegnać. Wszedłem na Amazona i… nastała era Kindle’a.

    Mój wpis dotyczy czytania na smartfonie, więc możesz zastanawiać się co ma z tym wspólnego fizyczny czytnik? Odpowiedź jest jedna: Kindle. I nie mam na myśli czytnika, ale całą usługę, którą wraz z nim udostępnia Amazon. Kindle to coś o wiele więcej niż tylko czytnik – to również aplikacje na komputery, tablety, smartfony, jak i chmura Amazon’a, która pozwala synchronizować i czytać te same treści na każdym z naszych urządzeń. Dodane do biblioteki książki synchronizują się pomiędzy urządzeniami. Mam więc zawsze przy sobie całą moją biblioteczkę.

    Synchronizacji podlega również postęp w czytaniu, czyli kończąc książkę na danej stronie na czytniku, mogę chwycić iPhone’a, odpalić aplikację Kindle i czytać dalej. Bardzo wygodne rozwiązanie. Nie zawsze mam pod ręką plastikowego Kindle’a – a zdarza się, że muszę chwilę postać w kolejce w sklepie czy poczekać na mrozie na autobus. Mam nie więcej niż 10 minut – wyciągam smartfona i czytam. Gdy wieczorem chwycę Kindle’a, będę mógł kontynuować czytanie od miejsca, w którym skończyłem na iPhonie.

    Kindle, pozornie prosta aplikacja do czytania, to potężny kombajn napakowany przeróżnymi funkcjami. Wystarczy wspomnieć, że zarówno czytniki, jak i smartfonowe aplikacje, zintegrowane są z Goodreads – siecią społecznościową dla czytających książki, którą Amazon kupił w 2013 roku – oraz z Audible – serwisem do zakupu i słuchania audiobooków oczywiście również od Amazon’a. Chmura Kindle synchronizuje notatki i wycinki tekstu pomiędzy zarejstrowałem urządzeniami – dzięki temu mogę w wygodny sposób na komputerze odczytać zapisane w smartfonie czy czytniku notatki i wycinki książek. Aplikacja oferuje możliwość tworzenia kolekcji, czyli wirtualnych półek do grupowania książek i dokumentów.

    Kindle w wersji smartfonowej daje nam dostęp do wszystkich tych funkcji już od samego początku – ponieważ aby używać aplikacji, trzeba zalogować się do swojego konta Amazon. Aby jednak korzystać z tych samych dobrodziejstw na czytniku, musimy zarejestrować go w serwisie Amazon. Bez rejestracji, będzie on pełnił jedynie funkcję zwykłego czytnika – bez możliwości synchronizacji czy dodatkowych integracji. Po instrukcję rejestracji Kindle’a odsyłam do bloga eCzytelnik.

    Za pośrednictwem fizycznego Kindle’a, możemy też kupić nowe książki w sklepie Amazona. Każda zakupiona książka (zarówno przez czytnik, jak i stronę Amazona), wyląduje od razu na wszystkich naszych urządzeniach.

    Na koniec zostawiłem jeszcze jedną, najciekawszą chyba funkcję, wisienkę na torcie. Amazon każdemu swojemu użytkownikowi udostępnia dedykowany adres e-mail w domenie @kindle.com. Przesyłając na niego dowolnego ebooka, dodamy go automatycznie do naszej biblioteki Kindle i umieścimy w ten sposób na wszystkich zarejestrowanych urządzeniach. Nie musimy więc podłączać czytnika do komputera – zakupionego w dowolnym sklepie ebooka, bez problemu wyślemy mailem zarówno na czytnik, jak i do smartfona. Ale to nie koniec! Poza typowym ebookiem, na ten dedykowany adres e-mail, możemy również wysłać inne dokumenty: PDF, DOC czy HTML. Zostaną one przekonwertowane przez serwery Amazona do odpowiedniego formatu i również dodane do biblioteki! Wspaniała funkcja, która daje szereg nowych możliwości wykorzystania czytników. Aby jej używać, w ustawieniach konta Amazon musimy podać wszystkie nasze adresy e-mail, z których chcemy przesyłać książki na urządzenia (dzięki temu nikt obcy nie zacznie nam wysyłać reklam do naszej półki z książkami ☺️ ).

    Aplikacja Kindle dostępna jest na urządzenia z iOS oraz z Androidem. 

    Instapaper

    Internet to kopalnia wiedzy. I największy na świecie bank treści. Lepszych i gorszych. Trafiamy na nie każdego dnia, przeglądamy setki stron a na każdej kolejnej spędzamy coraz mniej czasu. W pociągu, autobusie, w drodze do pracy czy przerwie na lunch. Ciągle w biegu. Nawet gdy trafimy na wartościowy artykuł – najczęściej nie mamy czasu, aby go w danym momencie przeczytać. Z pomocą przychodzi Instapaper, który – w największym skrócie – jest aplikacją pozwalającą na odkładanie do przeczytania na później znalezionych w internecie artykułów. O ile Kindle jest moim wyborem w przypadku książek, Instapaper to miejsce do którego trafia każdy warty mojej uwagi artykuł.

    W momencie, gdy dodam do Instapaper link www, pobierana jest z niego treść artykułu strony i zapisywana w aplikacji. Znikają reklamy, paski menu, banery i różne inne rozpraszające elementy stron www. Instapaper wyciąga i podaje czystą esencję. Zamiast kolorowej strony www, dostaję ładnie ułożony tekst na odpowiednim tle (białym, lekko żółtawym, szarym lub czarnym – w zależności od wybranego motywu).

    Wygląd tekstów można dostosować zmieniając rodzaj czcionki, jej wielkość, odstępy pomiędzy wierszami i szerokość tekstu. To tak, jakbyśmy projektowali własną, idealną książkę z artykułami.

    Dodawanie treści do Instapaper jest niezwykle proste. Gdy natrafię w internecie na ciekawy artykuł, niezależnie od tego, czy będzie to na smartfonie, tablecie czy komputerze, klikam ikonę udostępnienia i wybieram Instapaper. To wszystko. Artykuł po chwili czeka w aplikacji, w wygodnej do czytania formie. Instapaper jest moim centrum i bazą treści. Trafia do niego wszystko, co wymaga dłuższego niż minutę czytania. Dodaję tam artykuły znalezione na stronach www, Twitterze, Facebooku czy dłuższe newslettery (takie, które mogę otworzyć w przeglądarce internetowej). Dodane treści można grupować w katalogi, oznaczać jako ulubione oraz udostępniać dalej – na przykład znajomym. Usługa zintegrowana jest również z usługą IFTTT i dzięki temu możliwe jest wykonywanie pewnych automatycznych zadań. Ja mam ma przykład ustawione, aby każdy dodany do Instapaper artykuł, pojawiał się automatycznie również w moim dzienniku Społecznościowym w Day One, a gdy oznaczę artykuł jako ulubiony, link do niego zostanie dodany do mojej listy zadań w Things – dzięki temu mogę oznaczać dla siebie treści, do których chcę później wrócić na komputerze.

    Archiwum przeczytanych artykułów jest dodatkowym atutem. Jeżeli będę w przyszłości chciał odnaleźć konkretny artykuł, wiem gdzie szukać.

    Wszystkie artykuły w Instapaper są oczywiście synchronizowane. Mogę więc czytać na iPhonie, iPadzie oraz na komputerze, za pośrednictwem strony www.

    Instapaper jest aplikacją bezpłatną, dostępną zarówno na telefony z iOS, jak i z Androidem.

    A Ty lubisz czytać na smartfonie?

  • skupienie i Twój smartfon

    Druga kategoria antystresowych rozwiązań to zestaw aplikacji, które pomagają w skupieniu się podczas pracy (i nie tylko). Zanim jednak przejdę do samych rozwiązań, opowiem Ci krótko o różnych etapach / rodzajach mojej pracy – dzięki temu lepiej zrozumiesz kryteria doboru: 

    1. Tworzenie / pisanie.

    Dotyczy na przykład procesu powstawania tekstu który czytasz. Pisanie tekstów to rzecz, której nadal się uczę i jest to dla mnie ciągle jedno z tych trudnych zadań (choć daje ogromną satysfakcję). Wymaga sporego skupienia oraz maksymalnej koncentracji. Przynosi ogromną frajdę, ale wymaga wysiłku – więc i specjalnych warunków.

    2. Projektowanie.

    Dotyczy stron www albo stron czasopism. To moje codzienne zajęcie i główna praca. Zadania z tej grupy przychodzą mi dość łatwo i sprawiają ogromną przyjemność. Zajęcie to wymaga warunków sprzyjających kreatywności – ale takich, które nie będą mnie nie zbytnio rozpraszać.

    3. Realizacja.

    To cały zestaw codziennych, mniejszych i większych zadań, które ciężko zaliczyć do grupy „twórczych” ale z pewnością zaliczam do „koniecznych”. Każdą zaprojektowaną stronę www trzeba wykonać, wymyśloną stronę czasopisma – złożyć, skończyć i sprawdzić, a napisany tekst – opracować. Wiele z tych zadań jest dość monotonnych, często nudnych – i wymagają one otoczenia które w pewien sposób pomoże mi przez nie przejść.

    4. Organizacja.

    To cały szereg zadań administracyjnych związanych z utrzymaniem porządku, pilnowaniem planu dnia, planowaniem tygodnia, czy całego roku. 

    Jaki to ma związek z głównym tematem tego wpisu i dlaczego właściwie opowiadam Ci o mojej pracy? Już wyjaśniam.

    Zaryzykuję stwierdzenie, że większość osób podczas pracy słucha muzyki. Dla jednych są to serwisy streamingowe, dla innych radio czy mp3. Mało kto zastanawia się, jak to czego słucha, wpływa na wykonywaną pracę, poziom skupienia i stresu. Postanowiłem to przeanalizować i do odpowiednich zadań, dobrać odpowiednie dźwięki. Wybrałem cztery aplikacje i każdej z nich używam do innej grupy zadań. Analiza moich codziennych obowiązków, skategoryzowanie ich i dobranie odpowiednich pomocników w postaci aplikacji o których za chwilę przeczytasz, pozwoliło mi na łatwiejsze poradzenie sobie z zadaniami jakie mam do wykonania każdego dnia. To z kolei miało ogromny wpływ na zmniejszenie poziomu stresu przy ich wykonywaniu. Gdy piszę teksty używam zupełnie innych narzędzi, niż gdy przygotowuję czasopismo do wysłania do druku. Pierwsze zadanie wymaga maksymalnego skupienia, drugie – mniej twórcze, choć bardzo ważne w mojej pracy zadanie, jest czynnością często dość monotonną i potrzebuję przy nim innego rodzaju pomocnika, aby pozostać skupionym.

    Czas przejść do samych aplikacji.

    Brain.fm – tworzenie / pisanie

    Na pierwszym miejscu muszę opisać aplikację Brain.fm. Jest ona dla mnie wielkim odkryciem 2017 roku i niesamowitym pomocnikiem przy trudnych i wymagających wyjątkowego skupienia pracach. Najogólniej rzecz biorąc, Brain.fm ma za zadnie stymulować pracę naszego mózgu za pomocą odpowiednich dźwięków (zastanawiałeś się skąd nazwa?).

    Brain.fm ma 5 trybów pracy:

    • Focus – skupienie
    • Meditate – medytacja
    • Sleep – spanie
    • Nap – drzemka
    • Relax – relaks

    I każdy z nich zawiera inny rodzaj dźwięków, ubranych w różne sesje, które mają za zadanie ułatwić nam wykonywanie danego zajęcia. Ja wykorzystuję tylko pierwszy dostępnych trybów – Focus, i muszę przyznać, że efekty jego działania przeszły moje najśmielsze oczekiwania.

    Każda sesja trybu Focus składa się z 2-godzinnej porcji dźwięków stymulujących. I to właściwie tyle, co chcę napisać o Brain.fm. Jeżeli aplikacja (i sposób jej działania) Cię zaciekawi, możesz zerknąć na na jej stronę: www.brain.fm – gdzie znajdziesz porady dotyczące doboru odpowiednich słuchawek, przygotowania otoczenia i innych wskazówek.

    Brain.fm w wersji bezpłatnej pozwala na 5 sesji i streaming dźwięków (bez pobierania na urządzenie), co czasem powoduje problemy z odtwarzaniem. Warto jednak wypróbować i przekonać się, czy tego rodzaju rozwiązania pomagają Ci w wykonywaniu Twojej pracy. Dostępny dla: iPnone’a oraz Androida.

    Noizio – projektowanie

    Kolejna aplikacja służy do generowania tak zwanych dźwięków tła i jest moim kompanem przy projektowaniu, gdzie również potrzebuję skupienia, ale zupełnie innego, niż przy pisaniu. Projektowaniem zajmuję się na co dzień od wielu lat i zadanie to przychodzi mi z ogromnie większą łatwością niż pisanie. Nie potrzebuję więc do tego narzędzia, takiego jak Brain.fm, które to wyzwala we mnie maksymalny poziom koncentracji – co na dłuższą metę może być bardzo męczące dla mózgu. Dlatego przy projektowaniu używam Noizio.

    Noizio jest małą aplikacją, która generuje różne dźwięki otoczenia – do wyboru mamy kombinację dźwięków z pośród:

    • october rain (wrześniowy deszcz)
    • coffee house (kawiarnia)
    • thunderstorm (burza z piorunami)
    • campfire (ognisko)
    • winter wind (zimowy wiatr)
    • sea waves (fale morskie)
    • river stream (strumień rzeki)
    • summer night (letnia noc)
    • sunny day (słoneczny dzień)
    • deep space (głęboka przestrzeń)
    • sailing yacht (żeglujący jacht)
    • inside train (jadący pociąg)
    • on the farm (na farmie)
    • wind chimes (dzwonki na wietrze)
    • blue whales (wieloryby)
    • oraz dźwięki dodatkowe, płatne – każdy w cenie 4,99 zł. Wśród nich są takie perełki jak odgłos starej maszyny do pisania, odgłosy placu zabaw dla dzieci, ulicy, mruczenia kota, odgłosów bicia serca czy duchów (??!!). Niektóre z nich są baaardzo ciekawe. Dźwięki dodatkowe możemy sprawdzić przed zakupem – polecam więc zajrzeć do tej sekcji w aplikacji 🙂

    Tryby możemy ze sobą łączyć, tworząc czasem dość ciekawe połączenia, np. odgłosy farmy i deszcz, albo słonecznego dnia i żeglującego jachtu. Pamiętaj jednak, że niektóre połączenia mogą wywoływać lekki niepokój – na przykład ognisko i burza z piorunami. Mój ulubiony zestaw do pracy twórczej to odgłosy pociągu, padającego deszczu i burzy. To połączenie działa na mnie najlepiej i najczęściej je wybieram.

    Bardzo istotny jest fakt, że możemy dostosować głośność poszczególnych dźwięków, przyciszając na przykład odgłosy farmy a zwiększając jednocześnie dźwięk padającego deszczu. Wybrane połączenia możemy zapisać w aplikacji, nadając im swoje nazwy, co ułatwia w późniejszym czasie powrót do sprawdzonych już raz połączeń. Aplikacja ma też funkcję odliczania czasu, dzięki czemu możemy ustawić czas emisji dźwięków.

    Noizio jest aplikacją bezpłatną dostępną dla iPhone’a.

    Jeżeli używasz telefonu z Androidem, polecam bardzo podobną, jednak już płatną aplikację, Noisli – dostępna na obydwie platformy.

    Apple Music – realizacja

    Usług streamingowych jest sporo. Apple ma swoją, Google, Amazon, mamy też Spotify, Tidal. Testowałem większość z nich i mój wybór padł właśnie na Apple Music. Z Tidala korzystałem przez wiele miesięcy (z racji promocji w Play – Tidal bezpłatnie przez rok), jednak nigdy nie udało mi się polubić jego interfejsu. Tidal nie podrzucał mi też sam nowych utworów, dzięki którym mógłbym powiększać swoją bibliotekę. Korzystałem również ze Spotify – zaróno w wersji bezpłatnej, jak i Premium. I, pomimo porządnych algorytmów dzięki którym trafiałem na coraz to nowsze piosenki, nie polubiłem się z samą aplikacją. Byłem za to bardzo zadowolony z Google Play Music, szczególnie gdy przez jakiś czas używałem smartfona z Androidem, choć i na iPhonie aplikacja od Google działa bardzo dobrze. Dobór nowej muzyki przez algorytmy Google również był bardzo trafiony w moim przypadku. Właściwie przez prawie cały czas korzystania z usługi Google Play Music, miałem ustawioną jedną playlistę, która non stop sama uzupełniała się o nowe, podobne utwory. To rozwiązanie sprawdzało się dość dobrze. Moje używanie aplikacji sprowadzało się głównie do czterech czynności: odtwarzaj, zatrzymaj, następna i poprzednia. I chyba głównie o to chodzi? Jedyny minus polegał na tym, że takie używanie Google Play Music sprawiał, że nie miałem motywacji do budowania swojej biblioteki utworów. Polegałem na listach od Google. Nie do końca pasowało to do mojego świata (który każdego dnia staram się uporządkować coraz bardziej).

    Postanowiłem więc wypróbować Apple Music. Szybko okazało się, że nie ma ona tak rozbudowanych algorytmów polecających nowe utwory (jak Spotify), nie ma tak dynamicznie zmieniających się playlist (jak Google Music Play), nie mogę używać jej bezpłatnie (tak jak Tidala) ale i tak sprawiła, że zostałem z nią na stałe kasując (dosłownie) konkurencję.

    Apple wie jak osiągać wysoki poziom zadowolenia swoich klientów. I to pomimo faktu, że sprzęty czy aplikacje z od znaku jabłka, nie są wypakowane po brzegi nowościami i najbardziej zaawansowanymi funkcjami. Apple po prostu robi skuteczne rzeczy – takie, które działają. I tak też jest w przypadku Apple Music. Ciężko jest mi wymienić bezsprzeczne zalety Apple Music w stosunku do konkurencji, ale nie myślałem też ani razu o powrocie. I mojej opinii nie zepsuł nawet fakt, że w pewnym momencie Apple zaczęło podsuwać mi do słuchania niemieckie piosenki (których niestety całkowicie nie trawię) i przez wiele tygodni nie mogłem pozbyć się ich z rekomendacji (każdą z nich zaznaczając jako „nie lubię”).

    Usługa szybko i bardzo płynnie wpisała się w mój cotygodniowy workflow. Przyzwyczaiłem się, że we wtorek Apple zaproponuje mi mix z moich ulubionych utworów, w piątek podsunie playlistę z nowymi utworami a na niedzielę przygotuje Chill Mix, czyli składankę utworów na odprężenie po całym tygodniu. Taki pakiet pozwala mi stale rozszerzać moją bibliotekę i być bardzo zadowolonym użytkownikiem aplikacji oraz całej usługi.

    Jeżeli tak jak ja używasz iPhone’a, z pewnością docenisz też poziom integracji Apple Music z systemem iOS czy z asystentem głosowym od Aplle – Siri.

    Apple Music dostępny jest na iPhone’ach oraz telefonach z Androidem.

    Coffitivity – organizacja

    Na koniec jeszcze jedna, warta uwagi pozycja, która towarzyszami mi przy wszystkich pracach organizacyjnych – jak planowanie dnia, czy podsumowania tygodnia albo roku. Coffitivity, bo o niej mowa, to mała i zabawna aplikacja, która oferuje tylko jedną funkcjonalność: generuje „dźwięki kawiarni”. Dostajemy do dyspozycji 3 tryby: Morning Murmur, Lunchtime Lounge i University Undertones. Bardzo ciekawy jest fakt, że tryby te tak mocno różnią się od siebie.

    Aplikacja pozwala na połączenie z wybranymi usługami muzycznymi. Możemy wybrać muzykę jako nasz główny dźwięk pozwalając aby odgłosy kawiarni szumiały w tle, lub odwrotnie – przyciszyć muzykę kosztem dźwięków rozmów. To wszystko. Warto wypróbować Coffitivity – sprawdza się zadziwiająco dobrze. Aplikacja jest bezpłatna i możesz ją pobrać na iPhone’a, smrtphona z Androidem. Na stronie https://coffitivity.com/premium dostępna jest również wersja Premium (9$ / rok), dzięki której mamy do dyspozycji dodatkowe dźwięki. Ja nie zdecydowałem się na dodatkowy zakup, ale jeżeli miałeś możliwość sprawdzenia wersji Premium, koniecznie napisz mi w komentarzach swoje wrażenia 🙂

    Zapraszam do wypróbowania: iPhone, Android.

    I to wszystko na dziś. Cztery aplikacje, które każdego dnia pomagają mi radzić sobie z zadaniami w pracy. Jestem ciekawy czy i Ty dzielisz swoją pracę na podobne etapy? Napisz mi o tym w komentarzu! Używasz podobnych narzędzi co ja? Czy zupełnie innych? Może wiesz jak jeszcze mogę usprawnić moją pracę? Czekam na Twój komentarz 🙂

  • medytacja i Twój smartfon

    Nie jest to pierwszy raz, gdy biorę się za temat medytacji – pisałem kiedyś o prostej technikę liczenia oddechów, która tak dobrze sprawdza się na początku drogi do spokoju umysłu. Medytacja długo była ona dla mnie jedynie egzotycznym słowem i serią dziwnych ćwiczeń. Dzisiaj – jest główną częścią mojej porannej rutyny i pełni niezwykle ważną rolę w moim życiu.

    App Store i Google Play Store oferują kilka świetnych aplikacji, które w łatwy sposób pomogą Ci w rozpoczęciu przygody z medytacją. Jeżeli ich nie znasz – usiądź wygodnie i pozwól się zabrać w podróż przez kilka przeze mnie wybranych. Nic nie tracisz a możesz zyskać wiele – prawdziwy spokój ducha i zrozumienie samego siebie 🙂

    Oak

    Znasz to uczucie, gdy widzisz coś pierwszy raz i od razu wiesz, że to jest właśnie „to”? Ze mną tak było, gdy pierwszy raz zobaczyłem mój zielony kubek do kawy, iPada, aplikację Things – przepiękny sposób do zarządzania zadaniami oraz Oak – aplikację, która pomogła mi rozpocząć prawdziwą przygodę z medytacją.

    Oak to dąb. I tym właśnie jest aplikacja – rosnącym dębem. Przy pierwszym uruchomieniu, na ekranie zobaczysz malutką roślinkę, która z upływem czasu (i zwiększającą się liczbą sesji) będzie rosła, aby stać się pięknym, dorosłym drzewem. Rosnący dąb jest tutaj symbol spokoju.

    Aplikacja jest przemyślana i pięknie wykonana oraz, co nie zawsze idzie w parze z wyglądem, prosta i intuicyjna w obsłudze. Mój bezcenny pomocnik, który sprawia, że poranki stały się prawdziwą przyjemnością.

    Z dodatkowych atutów, warto wymienić integrację z Apple Health, proste ćwiczenia oddechowe oraz ciekawą serię materiałów audio i wideo, które pomogą w pogłębianiu wiedzy na temat medytacji.

    Oak jest bezpłatną aplikacją, jednak dostępną tylko na iPhonie. Możesz ją pobrać w tym miejscu.

    Zdaję sobie sprawę, że Oak nie jest dla każdego. Specyficzny design oraz dostępność jest tylko na iPhone’ie sprawi, że nie każdy jej użyje. Dlatego pokażę Ci również dwie inne, bardzo popularne aplikacje – Calm i Headspace. Obydwie są równie dobrymi przewodnikami na ścieżce do medytacji.

    Calm

    Popularna aplikacja, która, jak nazwa wskazuje, ma wprowadzić spokój w Twoim życiu. Duża baza ćwiczeń i dźwięków relaksacyjnych przydaje się nie tylko przy medytacji. Jak większość aplikacji tego typu – wymaga znajomości języka angielskiego, jednak nawet gdy masz z nim problemy, już sam spokojny głos przewodniczki pomaga w pozbyciu się stresu i opanowaniu nagromadzonych nerwów. Wspaniała baza dźwięków powoduje, że relaks przychodzi z wielką łatwością.

    Calm dostępny jest zarówno na iPhone’ach, jak i na telefonach z Androidem. Aplikacja posiada tryb bezpłatny oraz premium w postaci subskrypcji.

    Headspace

    Jeżeli masz telefon z Androidem, a Calm nie przypadł Ci do gustu ze względu na wygląd, koniecznie wypróbuj Headspace. Aplikacja ma zupełnie inny, bardziej zadaniowy interfejs.

    O ile Calm czasem wydaje się być dość prostą i prymitywną aplikacją, o tyle Headspace jest jej przeciwieństwem i czasem sprawia wrażenie przeładowanej. Ogromna baza sesji i lekcji sprawia, że aplikacja może towarzyszyć Ci przez cały dzień podczas różnych aktywności. Znajdziesz w niej również zestawy sesji dla dzieci – pomagające zasnąć, czy podczas porannej pobudki. Duża baza lekcji w postaci przyjemnych dla oka animacji, pomoże Ci poszerzyć horyzonty i uczyć się nowych rzeczy.

    Headspace, podobnie jak Calm, oferuje bezpłatny dostęp do części funkcji, którą można rozszerzyć wybierając opcję premium.

    Headspace dostępny jest zarówno na iPhonie jak i na urządzeniach z Androidem.

    Na dzisiaj to tyle w temacie aplikacji pomagających w medytacji. A może znasz inną ciekawą aplikację, która powinna znaleźć się w powyższym spisie? Jeżeli tak, koniecznie napisz mi o tym w komentarzu do tego wpisu.